Większość lepszych jakościowo zdjęć system fotoblogowy odrzucił ze względu na zbyt duży rozmiar.
Nareszcie mogę cieszyć się brakiem nauki, obowiązków oraz konieczności codziennego wstawania o nieboskich godzinach. Nie po raz pierwszy tygodnie tuż przed wystawieniem ocen ciągnęły się niemiłosierne, co skutkowało coraz większą niechcęcią w stosunku do nauczycieli, podręczników, zeszytów i innych, niezbędnych przyborów ucznia. Potwierdziły się również moje przypuszczenia, dotyczące "trudności" kolejnych lat. Podobnie jak w gimnazjum, drugi rok nauczania okazał się być najbardziej wyczerpującym. Może być to jednak mylna opinia, wszak nie zdawałam jeszcze matury.
Już dziś urodzinowa impreza Pauli, Pati, Sylwii, Andrzeja i Pauliny. Pomimo powrotu o dwunastej do domu, więcej nawiązań do historii Kopciuszka nie będzie - nie mam zamiaru gubić pantofelków, tym bardziej, iż będą to porządnie zasznurowane glany. Co więcej, podejrzewam, że raczej trudno będzie wyciągnąć mnie na parkiet - nie chcę stwarzać realnego zagrożenia dla osób umiejących poruszać się tanecznym krokiem oraz wciąż się wstydzić, ze względu na nieznajomość najnowszch hitów. W piątek zaś wybieram się do Sikorki, by obierać ziemniaczki, jeść ogórki konserwowe, grać w "Tekkena" i być współtworcą legend o domówkach w stolicy województwa zachodniopomorskiego. Za to w lipcu spełnię jedno ze swoich marzeń dotyczących podróży. Już mam świadomość, jak wspaniały będzie ów wyjazd - w końcu czterdziestostopniowe, włoskie upały i moje czarne włosy to gwarant ciekawych przygód.
Your demons dancing in front of my eyes.