wiesz, kochanie.. odkąd Cię nie ma, to nie mogę spać po nocach.. w dzień staram się żyć normalnie, uśmiechać się, uczyć się, korzystać z życia. ale kiedy tylko zapada zmierzch, moje myśli stają się niespokojne i nieokiełznane, jak Twoje włosy na wietrze. kiedy już zasnę, to zaraz się budzę, bo śnisz mi się Ty.. przypominają mi się przez sen te wszystkie nasze momenty.. budzę się, bo mam nadzieję, że jesteś obok.. niestety, odwracam się twarzą do poduszki i przepełnia mnie taki ogromny ból i smutek. łzy spadają na poduszkę, która tłumi mój szloch. w końcu zasypiam, gdzieś o świcie, a kiedy się budzę, to pierwszą moją myślą jesteś Ty... a drugą, że znowu zaspalam, więc nawet nie wstaje z łóżka, wychodzę z niego dopiero, gdy dom jest pusty.. wchodzę pod prysznic, zmywam z siebie resztki nocy i zapuchnięte łzy, doprowadzam się do porządku, wyjdę na chwilę, by nie zwariować, wracam i śpię. kochanie, nie martw się, ja nie mam depresji, ani nic z tych rzeczy. ja po prostu każdego dnia budzę się i zasypiam z Tobą w moich myślach. ja po prostu każdego, kolejnego dnia tęsknię do Ciebie, za Tobą, przez Ciebie.
Chciałabym, żebyś to wiedziała, lecz przecież nie mogę Ci tego napisać, bo Ty już o mnie zapomniałaś...
a tak poza tym, to wszystko u mnie dobrze. i mogę mieć tylko nadzieję, że u Ciebie też.