Nie wiem. Tak po prostu. Można czasem czegoś nie wiedzieć, ale nie chcąc wyjść na głupka, zazwyczaj chowa się tą niewiedzę w kieszeń. Najczęściej wtedy wychodzi się na większego głupka. Chyba wolę być tym mniejszym.
Dzisiaj zaczniemy od ścian. Jest ich dużo. Owszem, jest wyjście, ale one na pewno Ci tego nie ułatwią. Właściwie to sprawiają pozory, wrażenie i nadzieję tego, że w końcu się wyjdzie. Tak naprawdę w ogóle nie są Ci przychylne, z oczywistego powodu. Tworzą labirynt.
Teraz ja. Ja już jestem w środku. Wiem, że jest ten cholerny Minotaur, nie musicie mi tego uświadamiać po raz setny. Więc jestem Ja i jest Minotaur. Wiemy o sobie i o tym, że jedno z nas będzie ofiarą. I żadno z nas nie chce nią być. Właściwie to idę już tylko po to, żeby przekonać się, że przegrałam. Mimo wszystko dalej rozwijam tą Złotą Nić, w nadziei, że będzie mi potrzebna. Może.
Z zza ściany wychodzi Minotaur. Wszyscy spodziewaliśmy się, że ten drań wyskoczy z jakimś Spielberg'owskim efektem, ogniami piekielnymi, okrzykiem kruszącym kości, czy coś. A on po prostu wyszedł. Wyszedł i powiedział, że boi się bardziej niż ja. A ja uwierzyłam.
Dwie minuty później po raz ostatni patrzyłam żywymi oczami. Złota nitka...