Cześć, jestem Grześ.
'Grzegorz Kosok był siatkarzem stosunkowo młodym, miał bowiem 25 lat. Był rosły, potężny, umięśniony i silny. A do tego przystojny. Zabójczo przystojny. Podobał mi się od zawsze, kiedy pamiętam, ale zawsze stał jakoś nieco z boku, nie wyróżniał się niczym jeśli chodzi o grę, dopiero w tym roku nastąpił wybuch jego talentu. Do tego stopnia, że natychmiast znalazł się w kadrze narodowej. Teraz wyglądał dokładnie tak, jak zawsze na szklanym ekranie, bądź na zdjęciach. Golił się rzadko, zwykle jego twarz pokrywał ciemny, kilkudniowy zarost, co dodawało mu męskości i niebywałego uroku. Włosy również miał ciemne, często sprawiały wrażenie nieładu. I oczy, cholerne, czarne oczy. Nigdy przedtem nie widziałam u nikogo takich tęczówek. W blasku wrześniowego słońca wyglądały jak dwa rozżarzone, wpatrzone we mnie węgielki. Miał jeszcze coś, absolutnie rozbrajającego, od czego nie mogłam oderwać oczu. Uśmiech. Nie był to zwykły uśmiech, taki jak zwykle posiadają mężczyźni. To był łobuzerski, zadziorny i całkowicie powalający grymas twarzy, w którym można było od razu się zakochać. Dlatego właśnie Kosok robił na mnie takie wrażenie, był niesamowicie męski, zachowując przy tym urok małego chłopca.'
Jak myślicie, co to oznacza? :)