the boy with no name.
chłopiec z akordeonem byłby dla mnie parą.
Jestm chora. Właściwie jestem zdrowa, ale nie moge się zmobilizować, żeby wstać, ubrać się i pójść do szkoły. Pierwszy raz od trzech dni wstałam na nogi i przyczołgałam się do komputera. Nie ruszam się, nie wstaję. Oglądam telewizję i słucham muzyki... Dawno temu przeniosłam się na duży ekran, do salonu. Śpie i jem w salonie, nie ruszam się z cudownej kanapy, jest ze mną moja pościel z Jackiem Sparrow'em.
A jem wszystko i śpię często. Hot dogi, tosty, czekolada. Popijam mlekiem z miodem i połykam wszelkie tabletki, które pomagają mi przecież na katar, kaszel, ból głowy i gardła i ucha i nóg i rąk i pleców od leżenia i brzucha od przejedzenia i oczu od gapienia się w telewizor.
I to wszystko chyba dawno mi już przeszło, ale się przyzwyczaiłam i dobrze mi z tym. Teraz muszę się zwlec na dół, bo zaczynam tęsknić. Oglądam wszystkie odcinki Timmiego Turnera, Nowej Szkoły Króla, Brendy i Pana Wiskersa. O, Hannah Montana. Ide, muszę.