A więc jestem. Jestem i leżę pochłaniając wbrew wszelkim zasadom tony czekolady. Wbrew tej całej skomplikowanej diecie, układanej przez skomplikowanych specjalistów, którzy nigdy nie jedli czekolady. Nigdy nie pili kakao i nigdy nie leżeli bezczynnie na wygodnym łóżku, przykryci bajeczną pościelą z Królem Lwem. Zjadając wszystko co napotkam na swojej drodze od łóżka do urządzenia odtwarzającego przeróżne piosenki z płyty Michael'a Jacksona. Momentami trace przytomność i śni mi się. Śni mi się Japonia i Ken. Śni mi się cudaczna muzyka i słodki zapach ciastek. Atelier i panowie. A potem śni mi się jakiś wrzask i śni mi się ktoś, kto odwraca się, zatrzymuje i macha do mnie. Macha jak szalony i śmieje się i tańczy. A potem się budzę i już mi się nie śni. Znów jestem tu i zaciskam pięść na pilocie. I oglądam ten sam odcinek ParaKiss setny raz. SETNY. Muzyka przestaje grać i włącza się skrzypienie drzwi i burza mózgów, trzaskanie okien. Topię się w koszulce z napisem CHILL OUT. Ta koszulka ma narysowaną lodówkę. Co zrobiłam złego, że czeka mnie zły los, los leżacza w łóżku, oglądacza telewizji, czytacza książek,wielbiacza Kuby Wojewódzkiego, słuchacza muzyki i zjadacza czekolady.
Chyba jestem chora. Nie wybieram się jutro nigdzie. Chcę odrobinę świętego spokoju. Dzisiaj spełniło się moje marzenie, mam święty spokój. Nawet Twoja muzyka jest dzisiaj dziwnie cicha.