Co za pogoda... Oczy mi się same zamykają. Tylko czekać, aż tochę przymrozi i spadnie śnieg. Tak bardzo nie potrafię zabrać się do pracy dziś. Robiłam już kilka podejść i dalej nie mam zielonego pojęcia, co czytam, bo wszystko brzmi dla mnie, jakby było w innym języku. Nie znoszę listopada, to najbardziej ponury miesiąc z wszystkich możliwych. Jedyne, co mam ochotę zrobić to wejść pod koc i spać. No może ewentualnie napić się jeszcze jakiejś dobrej herbatki. Ale niestety, książka na mnie patrzy i ryczy z rozpaczy, że nie chce mi się jej tknąć. Cóż zrobić, chyba jednak nie pozostaje mi nic innego, jak przynajmniej przeczytać, to co powinnam.
Jeszcze cztery tygodnie i święta.
Ogólnie to fajnie, ale czegoś mi tu brakuje.
Ludzie, kiedy skończyły się wakacje? Czy ja ten moment przespałam?
Nie znoszę jesieni. Błagam, idź sobie.
Nie wiem, co piszę.
Nie wiem, co robię.
Nie wiem, jak znalazłam się w tym miejscu i w tym czasie.
Czy im się jest starszym, tym czas przyspiesza? Tragiczna teoria, skoro już tak szybko leci.
Najważniejsze jest to, żebym była szczęśliwa, a tego jestem pewna.