Zniknąłeś mi gdzieś z horyzontu i nawet zapomniałam o sprawdzaniu co masz światu do powiedzenia. Zdarza mi się nawet cały dzień nie pomyśleć o tobie. Dziwne?
Może dlatego tak ciężko mi na duszy, słońce nie gości w moim uśmiechu już, każdego ranka czegoś brak, tej ciepłej myśli i wiadomości tekstowej na dzień dobry. Że myślisz mimo tego wszystkiego wokół.
Żyję uśmiechami ludzi wokoło, powierzchowną uprzejmością i słowami zamienionymi w biegu, i tylko czasem o czwartej nad ranem przychodzą mi do głowy najśmielsze marzenia, całkiem realistyczne, kiedy wszyscy śpią. Zagubiłam nawet gdzieś poezję każdego bezsensownego słowa, bo nie ma na to czasu, od snu do snu, od kartki do kartki. Nie tak miało być, miała być górnolotność, westchnienia nad każdym banalnym wierszem, nad mistrzostwem pociągnięcia pędzla, nad kunsztem "naszej" kantaty. Mimo, że to takie naiwne i dziecinne było, a jednak dawało siłę, zadowolenie z siebie i nadzieję, że już zawsze będziemy takie... wyjątkowe.
Teraz zostały tylko wspomnienia, choć tak miło jest powiedzieć "A pamiętasz, jak...?", to nie żywię się tym codziennie, przekrzykuje się nudna dojrzałość i zwykłość z tym, co było kiedyś.
Chcę, aby dalej było tak jak kiedyś-
wzdychać do nierealnego, zachwycać się nieprzyziemnym, budzić się i brać telefon do ręki, kiedy właśnie do mnie piszesz, wsłuchiwać się w pojedyncze dźwięki całej orkiestry, wśród dymu i szumu w głowie, w przyjemnym otępieniu rozmawiać o literaturze, o tragizmie pokolenia, marzeniach poukładanych jak woluminy na półce, beznamiętnie osiągać doskonałość tam, gdzie inni pracują w pocie czoła, uśmiechać się całym sercem z pewnością, że warto tak żyć, warto myśleć, czuć, planować kolejne epizody szczęść i nieszczęść.
Po prostu żeby było jak kiedyś. Jak kiedyś. Zwykła, szara codzienność kiedyś.