Tak jak wracam tutaj w tych szczególnych chwilach, tak jak drży serce na widok tej jesieni, tak jak w nozdrza uderza zapach wspomnień, Poświatowska zza grobu chwyta ręką moje serce i ściska, jak gdyby chciała wycisnąć, wyrwać, wydusić ze mnie to, z czym walczę, do czego nie chcę się przyznać, co wprowadziło by cię w zakłopotanie, z którego ja nie umiałabym wybrnąć inaczej, niż mówiąc Ci prawdę.
Prawdę. Skrywaną przez tyle lat, a jednocześnie tak banalną do odczytania z moich oczu.
Dlaczego przez tyle lat nic się nie zmienia-
-mijają pory roku
-mijają dni, miesiące, lata
-ludzie przychodzą i odchodzą
a nie zmienia się tylko jedna rzecz. Nie zmieniasz się ty w centrum mojego wszechświata. I każde słowo, każde spojrzenie- drżę, drżę, drżę.
Radzę sobie z tym przez tyle lat i jednocześnie nie potrafię sobie poradzić.
K..k.kkkk..... nie powinnam.
I dziś tak piękny dzień, taki jeden piękniejszy od wielu miesięcy bez ciebie, i nagle ta przerwa między jednym a drugim spojrzeniem to nic, nic, nic, warto było czekać.
To szaleństwo jest, wiem.