wiosna jest, wiec wraca sie do zycia.
smieszne, jak czlowiek jest zalezny od natury, nawet w sensie nastroju, wplywu slonca na humor, relacje z innymi a nawet myslenie o samym sobie. smieszne i banalne, ale w sumie fascynujace. tak samo jest z czasem. dajcie go duzo, to zagoi najwieksza rane.
a kazdemu sie wydaje, ze jest "najwiekszym z czujacych".
tak jak czasami sa takie dni, ktore wnosza cos nowego i latwo jest je poznac posrod innych - szarych, tak dzisiejszy tydzien to byl tydzien "z elementem zaskoczenia". zmiany w zyciu swoim czy innych czasami da sie zaobserwowac, ale czasami sa tak drastyczne, i dotycza nas tak scisle, ze wolaloby sie nie wiedziec o nich, nic nie wiedziec, w ogole byc ameba.
jestem slaba. przeraza mnie to. bylo mi zle, bo stoje w miejscu, ale jezeli pojscie na przod ma tak wygladac, to ja tu zostaje. i tak juz stalo sie, co mialo, w przyszlosci tez tak bedzie. chyba, ze zamkne sie w pustelni, ale tego nie bede mogla nazwac ŻYCIEM.
nie jest latwo isc, rozorac wszystkie blizny i pozwolic ludziom na nie patrzec, a tymbardziej poglebiac i ciagle miec twarz zwrocona ku gorze...
zawsze bylam inna, ale teraz znam imie mojej innosci: madrosc zyciowa (i nie zebym ja posiadla)