Ostatnio dzieją się dziwne rzeczy. Jeszcze nie do końca je rozumiem i prawdopodobnie wyolbrzymiam. Po prostu dziwnie mi.
Mam wrażenie, że się wypalam i nagle czuję rozpaczliwą potrzebę korzystania z życia. Tak, jestem teraz jak świeczka, która większą część płonęła słabym, niewielkim płomieniem i dopiero już niemal wypalona zaczyna płonąć wielkim, gorącym, jasnym ogniem, dając ostatni przedśmiertny pokaz swoich możliwości. Mam 16 lat, ale czuję się jakbym była starą babcią i garbię się, uginam kolana pod ciężarem życia. Wiem, że narzekam na swoje życie, a mnóstwo ludzi na świecie naprawdę cierpi. Jednak świat nigdy nie był taki piękny. Zawsze ktoś musiał naprawdę cierpieć, żeby ktoś inny mogł delektować się "zwykłymi" problemami.
Dlaczego wciąż ukrywasz przede mną pewne rzeczy? Dlaczego nie chcesz mi mówić, co się dzieje, dlaczego nie pozwalasz mi dowiedzieć się tego, co niepokoi moje serce? Obiecałaś, że będziesz ze mną już zawsze szczera. Robiąc to wszystko jedynie utwierdzasz mnie w przekonaniu, że nie powinnam Ci więcej ufać, bo będzie to zwykła naiwność z mojej strony. Wciąż próbujesz coś przede mną ukryć, a ja staram się dowiedzieć, co to takiego. I dlaczego unikasz rozmawiania o tym? Dlaczego zmiatasz to pod dywan? Chciałabym wiedzieć, co naprawdę myślisz i czujesz.
Bo nie chcę być z kimś, kto mnie okłamuje. Brzydzę się kłamstwem i kłamcami. I błagam... nie spaw, żebym musiała brzydzić się Tobą. Już i tak trudno mi zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Trudno mi Cię tak dotykać i całować, jak kiedyś. Trudno mi Cię kochać jak kiedyś, choć moje uczucia do Ciebie się nie zmieniły, to zmieniło się to, jak na mnie wpływają. Trudno będzie mi przebywać w Twoim pokoju i spać w łóżku, na którym on siedział. I które być może wie więcej niż ja, ale zawsze będzie milczeć.
Chciałabym płakać, ale brak mi łez.
Chciałabym, żebyś mnie doceniła. Żebyś nie szukała pocieszenia w innych. Bo być może nie mieszkam zbyt blisko, ale daję z siebie wszystko, żeby uczynić Cię szczęśliwą. Jest tyle rzeczy, które chciałabym Ci powiedzieć, o których chciałabym porozmawiać. Ale nie robię tego, bo wiem, że nie chcesz tego słuchać ani mówić. Jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić, które mogłabym zrobić, a nie robię, bo wiem, że Cię zasmucą. Rezygnuję dla Ciebie ze wszystkiego, z czego tylko mogę zrezygnować, żeby być z Tobą dłużej, żeby poprawić Ci humor choć trochę i żebyś znów się uśmiechnęła. Bo masz taki piękny, uroczy uśmiech. Wiem, że nie zawsze mi wychodzi, ale staram się. Też nie zawsze czuję się tak świetnie. Też mam pokancerowane serce. Ale ukryję je przed Tobą. Nie chcę, żebyś zobaczyła, w jakim jest stanie. Nie musisz wiedzieć. To, co wiesz, to tylko ułamek prawdy o tym, co się ze mną dzieje.
Jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić. Chciałabym Ci tak wiele pokazać. Boję się, że nie dam rady. Moje marzenie jest jedno: być z Tobą szczęśliwa i uszczęśliwiać Cię.
Chcę, żebyś mnie doceniła. Żebyś naprawdę myślała, że jestem "śliczna", "urocza", "utalentowana", "mądra", "inteligentna". Chcę, żebyś miała we mnie cały swój świat, chcę Ci wystarczać, chcę być Twoją jedyną, chcę, żebyś nie szukała tego w innych, chcę Ci dawać wszystko tak, żebyś nie chciała zasmakować czegoś nowego. Chcę Ci absolutnie wystarczać. Przepraszam. Wiem, że to zbyt egoistyczne i infantylne. Wiem, że nigdy nie będę Ci wystarczać. Nigdy nie będę tak dobra, żebym mogła być całym Twoim światem. Nie potrafię. Cóż. Nie szkodzi. Odejdę dopiero wtedy, kiedy zobaczę, że już Ci na mnie naprawdę nie zależy. Chciałabym, żeby taki dzień nigdy nie nastąpił, ale wiem, że to prawdopodobnie niemożliwe. Tak mi przykro.
Chciałabym, żebyś w końcu powiedziała mi absolutnie wszystko. Żebyś przestała lawirować w swoich słowach i po prostu powiedziała to, co naprawdę myślisz i czujesz. A także to, co myślałaś i czułaś.
Jak tu zimno. Chciałabym zamarznąć.