Dziwne, ale cały czas moje głupiutkie serduszko przepełnia niesamowity optymizm i wręcz niewyobrażalna nadzieja na obronę tego szitu 20 czerwca. Z napisanym jednym rozdziałem. Nie przyjmuję do siebie wiadomości, że jednak może mi się nie udać. Zawsze byłam dzieciakiem szczęścia, czemu więc teraz mialoby być inaczej? Gdyby moja przygoda z przecudowną lubelską uczelnią miała się skończyć, stałoby się to już dużo, dużo, dużo wcześniej. A gdy słucham tego, osiągam mentalny orgazm i duchowe pierdolnięcie z pozytywem i przytupem. I tak wspaniale zmotywowana opierdalam się dalej, z poczuciem własnej wielkości i mocy. Pora dorosnąć, ale jeszcze nie. Jeszcze nie czas na takie wybryki.
Znowu sesja zaskoczyła studentów. Ani się obejrzałam, minął maj, od powrotu z Czech trwam jakby w wielkiej, mydlanej banieczce, która ani myśli pękać i tak mnie unosi z lekka obijając czasami o bardziej wystające i kanciaste elementy wystroju mego świata. Tak sobie w niej tkwię i powoduje to, że coraz gorzej w mej głowie się dzieje. Ktoś kiedyś powiedział mi, że patrząc na mnie ma się pewność, że nic złego mi się nie stanie, choćbym niewiadomo co robiła. Tak samo teraz - szczerze mówiąc, nie rozumiem, czemu ludzie mogą się o mnie martwić. Zawsze przyznaję się otwarcie do nałogów, przeholowywania pewnych rzeczy, pazerności w tychże kwestiach, czasem żałuję wyborów uczuciowo-emocjonalnych, czasem zdarza mi się po pijaku wykurwić o beton i zgubić okulary, na mej głowie jawi się pianka do włosów a paznokcie maluję na jaskrawożółtą żółć (ku uczczeniu Boga Słońce oczywiście), czytałam Harry'ego P., oglądałam Gwiezdne Wojny, a w uszach mam łącznie dwanaście kolczyków, ale poza tymi drobnostkami Szatan nie ma do mnie dostępu. Tak to ujmę. Kurwa, i kogo ja chcę oszukać? Whatever. Ważne jest to, że póki co nie pogłębiam tego stanu. Nie piłam 48 godzin ani kropli alkoholu, nie paliłam zielska od środy wieczorem, na fajki nie mam kasy, a gąbka w mej czaszce zaczyna powoli przybierać pierwotny kształt MÓZGU. Aż dziwne, że to oklepane będziedobrze, jakie sobie cały czas niedorzecznie powtarzam działa, motywuje, rozwesela.
Hm, pierdolnęłam taką notkę, jaką chciałam pierdolnąć już jakiś czas temu. Zapamiętajcie wszem i wobec - dzisiejszy dzień dobrym jest dniem do pierdolnięcia notki ;]
I żeby tradycji stało się zadość - muzyka ostatnich dni. Faza na remiksy folkowych kawałków trwa. Objawia się przede wszystkim przez ciągłe wałkowanie tego i tego. Ach. No i to oczywiście, już bez remiksu jako takiego, ale daje moc za każdym razem.
Dobrze jest, nie trza psuć. Z tym optymistycznym akcentem skorzystam z wolnego o dziwo prysznica, po czym skorzystam też z mocy kawy Nescafe i tej nocy zdobędę świat, albo chociaż jego część.
A jeśli, moi drodzy Parafianie, odczuwacie jakiekolwiek niepokoje egzystencjalne, popadacie w zwątpienie lub ogarnia Was niemoc i zrezygnowanie - przekazuję Wam moje niezłomne będziedobrze z uśmiechem nr 2 na opalonej i trochę bardziej piegowatej niż zwykle gębie. Albo w stu procentach pomoże - albo po całości zdołuje. Lepiej oczywiście, by zadziałało pozytywnie - czego z całego serca życzę i błogosławię na miesiąc czerwiec roku pańskiego dwa tysiące jedenastego, amen.
No kurwa, jak ja daję radę, to każdy jest też w stanie radę sobie dać. I o.