Nie mogę!
Z jednej strony - na myśl o facetach odrzuca mnie na przeciwległą ścianę. Kojarzą mi się w większości jako spocone, niedogolone cosie z fajką w zębach i przerośniętym ego i wiele z tym nie zrobię. Ciągnie mnie do dziewczyn i z tym też wiele nie zrobię. Zdecydowanie wolę być księciem na białym koniu niż książniczką w wieży.
Z drugiej strony nie mogę jakoś o sobie, nawet w myślach powiedzieć zwyczajnie, że najwyraźniej jestem homo, bo zaraz włącza się alarm - co z rodzicami, co z bratem, fuck, co z ludźmi w szkole; powtórzy się dwanaście lat dręczenia od przedszkola do końca gimnazjum i co będzie? Czarną owcą rodziny już jestem, nie potrzebuję dodatkowych pojazdów od wszelakiej maści wujów, ciotek i perfekcyjych pod każdym pieprzonym względem, śliczniutkich, chorowitych kuzynek (już i tak stryjostwo spisało mnie na straty przez mutację).
Ale czy mogę w ogóle powiedzieć, że jestem homo? Czy to nie jest przypadkiem tylko kompletnie naturalny okres zainteresowania własną płcią, przez który teoretycznie przechodzi każdy - w pewnym wieku? Czy i mi to przejdzie?
Jezu, jeśli się okaże, że nie, i jeśli to zamknie mi i tak lichą furtkę do macierzyństwa, to nie wiem, co zrobię. Zabijać się nie mam specjalnie zamiaru, adopcji osobie samotnej odmówią.
No i dalej ta sama melodia: nie jestem w stanie zainteresować się facetem. Wolę dziewczyny pod niemal każdym względem. Biseksualizm jest już tak wyświechtany przez młodzież, że powoli przestaję w niego wierzyć.
To męczące, to zwyczajnie męczące.
Boję się.
Acha, już wiem, kto mnie za ten upload znienawidzi...