Nareszcie jestem w domu. 24 godziny jazdy. Spałam w chyba każdej możliwej pozycji, a nadal mnie wszystko boli. Nawet gorąca kąpiel
nie pomogła. Nie sądziłam, że podróż aż tak męczy. Mimo tego, niczego nie żałuję. To były najlepsze wczasy w moim życiu, takie inne
od poprzednich. Dwa dni przed wyjazdem zrodził mi się w głowie pewien plan, który wymagał systematyczności, a więc dałam radę. mianowicie zamierzenie było takie, że będę sobie prowadzić taki"prawiepamiętnik". Chodziło o to, bym nie zapomniała co mnie spotykało każdego dnia. Plan się powiódł. Zapisałam ponad dwadzieścia stron. Codziennie w nocy pisałam, co mnie spotkało danego dnia.
Wczoraj to czytałam i uśmiechałam się do notesu. Fajnie, prawda? :) Niestety zawsze coś musi być nie tak no i jest. Trochę mnie podłamało. Haha. "trochę". Mało powiedziane. Dzisiaj może się okaże co się dzieje, ale nie wiadomo na 100%. Jestem dobrej myśli.
Poza tym po prostu poraziło mnie zimne tutejsze powietrze. Byłam przyzwyczajana przez 12 dni do upałów 30-stopniowych w cieniu. Nawet w nocy temperatura przekraczała 29 stopni. Każdej nocy próbowałam spać, ale było tak duszno, ze rozważałam możliwość spania
na balkonie. A zresztą zaraz tu wszystko zapiszę. Mój zeszyt już czeka otwarty. Wszystkiego dzisiaj nie napiszę na pewno, bo tego jest moooc, ale codziennie będę sobie rozdzielać. Mam mnóstwo zdjęć. Także problem braku dodawania zniknął :). A więc.
~~ 16 lipiec 2011 ~~
Wstałam sobie dzisiaj o 6 rano. Nie wiem czemu, ale podejżewam, ze z przejęcia. Przecież to już dziś! Mój upragniony wyjazd do Grecji,
a dokładnie do olimpic Beach. Nie mogłam potem zasnąć. Przekręcałam sie z boku na bok, myśląc o magicznej godzinie 12:00. Skończyło sie na tym, ze zasnęłam, ale ten błogi stan nie trwał długo, ze względu na ostateczne pakowanie. Potem szybko wybiło południe. Jechalismy, jechaliśmy, czytałam jakieś gazety i podjadałam słodycze (jak to ja). Najlepsze jest to, że mimo potwornego zmęczenia nie byłam senna, hihi :D. Szpanik no.
~~ 17 lipiec 2011 ~~
Dość, dość, dość!. Wreszcie koniec. Podróż miała trwać 25 godzin, a dotarliśmy po prawie 29 godzinach. Szok, ale w sumie nic dziwnego. Polska-Czechy-Słowacja_Węgry-Serbia_Bułgaria i w końcu ta Grecja. Trochę to trwała, ale warto było. Z Czech mało pamiętam, bo byłam pod wpływem Aviomarinu więc logiczne, ze odpłynęłam na chwilkę. Potem Słowacja.. pamiętam, ze wszędzie widziałam kolor zielony. Węgry - szczerze mówiąc mało co kojarzę, bo była noc. Serbia - na poczatku dziadostwo, ale jakoś o 6 rano jechaliśmy taką drogą,
że z każdej strony rzeczywistość oplatały góry skaliste jakieś ładne takie. W każdym razie przyklejona do szyby fotografowałam wszystko co leci, co się dało. Niesamowite jaka natura jest piękna. Zdjęć mam z tych chwil z 200? :). Potem Bułgaria. Góry za mną, góry przede mną i obok mnie, lecz coś było inaczej.. temperatura momentalnie przekroczyła może 27 ztopni? Przy granicy, gdy stanęliśmy na jakiejść stacji każdy był w szoku. Było niewyobrażalnie gorąco. Potem nastąpił długo oczekiwany wjazd do Grecji. A tam ciepło, coraz cieplej.
No to mówię - git :D. Gdy po tych prawie 29 godzinach dotarliśmy do hotelu odetchnęliśmy z ulgą. Ledwo co przekroczyłam próg mieszkania, a już wskoczyłam w strój kąpielowy. A potem nad morze. I tu nastąpił kolejny szok, bo woda była bardzo ciepła, a piasek szczerze mówiąc wrzał. Następnie udaliśmy sie na miasto. Świetne knajpy kilkanaście metrów od morza i równie świetni ludzie. Tam sie każdy uśmiecha. Serdeczność i życzliwość rządzi.
* CIĄG DALSZY NASTĄPI *
A teraz się zbieram. Miłego popołudnia. Wybaczcie błędy ort. ale nie mam czasu.