Drogi Przyjacielu.
Znowu wracam do swojego starego stanu rzeczy i życia, wycofuje się od znajomych i pseudo przyjaciół. To jest już mój limit. Widzisz, jednak mam tendencje do samodestrukcji, niestety bardziej w stronę samotności niż utraty życia. Tym razem wracam prawie doszczętnie do dawnego bytu, dlaczego prawie? Przez jedną osobę, nie wiem dlaczego, ale nie potrafie być wobec niej wredna- czuję się okropnie później. Lubię z nim pisać, rozmawiać, śmiać się- chociaż rozmowa idzie nam lepiej na gygy niż w realu- ale mimo wszystko nie chce być i nie mogę, się od niego odciąć. Może to dlatego że jest całkiem spoko, albo dlatego, że wydaje mi się że go lubię w ten bardziej romantyczniejszy sposób. Taaak wiem, to jest głupie, dopiero co z kimś byłam i go zostawiłam, a niby latam od razu za innym. Znasz mnie, ja sama siebie nie rozumiem, więc u mnie to jest.... całkiem "normalne". Nie wiem, nie potrafie sie ogarnąć. Tym razem, ale to tak naprawdę naprawdę ostatni raz z kimś byłam. Nie chce już nikogo wiecej ranić, a tym bardziej męczyć się z kimś. Wygląda na to, że już na zawsze zostane sama. Uwielbiam siebie, wiesz? Normalnie kocham. Nic tylko zabić sie. Wiesz, czasami żałuję że wgl. żyję. Pamiętasz jak mówiłam Tobie, że jestem wpadką? Często się nad tym zastanawiałam, doszłam do wniosku, że lepiej by było gdybym wgl. sie nie urodziła. Pomyśl, wówczas nigdy bym nie przyniosła takiego wstydu rodzicom, nie musiałabym słuchac teraz tego wszystkiego codzinnie, nie miałabym problemów ze sobą i swoimi uczuciami. Wyobraź sobie, spokojne życie bez mojej żenującej osoby. Normalnie raj dla innych. Ty doskonale wiesz o co mi chodzi, prawda? Wiesz o mnie wszystko i masz dużego pecha, że mnie spotkałeś. Współczuje Ci, ale również dziękuję za to że jesteś.
Avenillon...