photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 18 LIPCA 2010

meet me halfway.

wróciłam z francji. tak, tak, wróciłam. siedzę sobie w Juracie, nati trzyma mi stopę na żołądku (ała!) no a mi wcale nie chce się pisać. no ale trudno, trzeba, to trzeba.

 

w naszą podróż wyruszyłyśmy o 4.30 (sic!), w obliczu łódzkiej, kopcącej katastrofy. Gdy siwy dym zasłaniał nam poranne słońce, my byliśmy w drodze do Cannes, synonimu klasy, lansu i luksusu. Z każdym kolejnym polskim postojem zabieraliśmy coraz więcej osób (odbierając nam tym samym miejsce do spania), a my poczyniałyśmy porządne obserwacje, myśląc kto, jak i z kim. Cóż, nie będę ukrywać, że poziom populacji autokarowej nieco nas zasmucił, ale co tam. Czerpłyśmy garściami, nabijając się z najgorszego śmiechu świata, czy nielepszego wcale wizerunku jego właściciela.

Podróż była długa, obfitująca w niedogodności w stylu drętwiejących stóp, skiśniętych bułeczek, czy głośnych lokatorów, ale czasami zaskakująca. Projekca filmy 'Stare wygi', gdzie J. Travolta przepięknie pokazał 'śmiech przez łzy', a R. Williams ze swoimi omamami wzrokowymi rozbawiał nas do łez. Nawet Nati się spodobało, czyli był to film stulecia : D

Ciężko było wybrać odpowiednie kandydatki na nasze współlokatorki, więc końcowo wcale ich nie wybrałyśmy. Po 30 godzinnej podróży, zmęczone i obolałe, tępo patrzyłyśmy jak nowe bff's lokują się razem w apartamentach. na samym końcu - nasza kolej. Zamieszałyśmy w 5 w dwupokojowym apartamencie z Leną, Agatą i Agnieszką. Zapowiadało się całkiem całkiem. Jakkolwiek los może być okrutny...

Wraz z Nati ulokowałyśmy się w mini pokoimku nazywanym pieszczotliwie celą, ze względu na kraty w jedynym małym okienku. Niiiice. Do tego brak klimatyzacji, a w zamian grzejnik. Genialny pomysł. na dworze 36 stopni, a oni wyskakują z grzejnikiem. Jedzonko podawano nam o katorżniczej porze - 8.30 (sic!), ale różnorodność śniadanka rekompensowała nam częściowo przymus pobudki. Przemiły Pan Janek (zwany Niezbędnym) ze swoimi chorymi obsesjami na punkcie wychodzenia i wchodzenia właściwymi drzwiami oraz punktualnego przychodzenia na posiłki. Uhuuh.

No, ale na to nie mogłyśmy narzekać. Zaczynało się wieczorami. Dziewczyny z pokoju poznawały chłopców z 207, co w sumie dawało móstwo radochy dla nich, ale chyba więcej cierpienia dla nas. Nie bez powodu powstała lista '100 sposobów jak się zabić'. I chyba zginiecie, dopuki nie posłuchacie...

1. udławienie się tabletką lokomotivu

2. skoczyć do kanionu

3. utopić się

4. zabić się pod kołami rowerku wodnego, który prowadzi Nati, a następnie zamiana (zwana także 'smierć nadjeżdża' : DDD)

 

Taaak, może 100 to nie jest, ale nazwa jest kultowa. Z czasem powstawały także sposoby numerowane od 101 wzwyż, ale była to czysta zabawa językowa. Ciężko zapamaiętać wszystkie sposoby...

Oczywiście ww. sposoby powstały podczas podróży do Prowansji i Kanionu Verdun. Wedle programu mieliśmy zobaczyć perfumerie w Grasse (+1 do mydełka : D), zwiedzić małe prowansalskie miasteczka (nasze ukochane i czczone Aiguines na zboczu góry, z mini sklepikiem, w którym spędziłyśmy 45 minut, oglądając pocztówki, wąchając lawendę <3, zioła prowansalskie i przecudowne oleje z wsadami), a na końcu przejechaliśmy na zboczu kanionu Verdon, podziwiając przepiękną szmaragdową rzeczkę i drżąc o nasze życie patrząc w mega przepaść : D. Na samym końcu tej samobójczej wyprawy odryłyśmy jezioro Lac de Sainte-Croix, po którym finalnie przepłynęłyśmy się na tym samym rowerku, co nasza super kadra.

No właśnie... kadra. W życiu bym nie pomyślała, że grupa podrośniętych nastolatów będzie nas pilnować. Dobra, może nie aż tak, ale... Lagerfeld(znany także jako Piotras, albo Piotrek), nasz opiekun pokoju, synonim zabawy i luzu, był bohaterem naszych najśmiejszych pragnień. Nie bez powodu pewnego wieczoru, gdy towarzystwo z pokoju obok urządzało sobie orgie na naszym balkonie, planowałyśmy wysłać mu pewnego smsa o treści:

"Help! Prosimy o detonancję bombowych chłopaków z pokoju 209. Grozi wybuchem! Oczekujemy pomocy i opieki nad ofiarami tego incydenstu. Czekamy w łózku, (roz)zwarte i gotowe"

Byłyśmy naprawdę blisko poinformowania naszego kochanego lagerfelda (nazwanego tak z powodu sandałów górskich noszonych z białymi skarpetami) o kłopotach, ale sam chętnie gościł w naszym pokoiku. Raz po ciemku, raz nie, ale zawsze z lubieżnym uśmieszkiem, błyskiem w oku i miłym słowem, by ukoić nasze zszargane nerwy : D Co ciekawe, podczas kąpieli w basenie, gdzie lagerfeld dość skutecznie mnie podtapiał, dowiedziałam się paru ciekawych faktów. Otóż nasz ulubieniec ma 22 lata, studiuje inżynierię elektroniczną do Politecjnice Warszawskiej i planuje zamieszkać w Chorwacji. Natka z miejsca go polubiła <3

Wojtek, nasz ratownik, początkowo niedoceniany i nazwany 'Ten, który się topi', lat 19.

Maksiu, nauczyciel francuskiego oraz tańca towarzyskiego, zakolczykowany, miłośnik węża boa o imieniu Zuzia, lat 19.

Marta, bez pseudonimu, nasza nauczycielka tańca, lat chyba 24.

Ogółem przyjemni ludzie, można było z nimi pogadać, coś załatwić... Rekompensowali nam ból związany z przymusem obcowania z plebsem : D Widok naszych ukochanych 'Panów Opiekunów' był zawsze widkiem przyjemnym, a sami zainteresowani stanowili obiekt planów na przyszłość...

 

Aaa, byłabym zapomniała. Kiedy ja fazowałam z lawendą, moją nową miłością, czcząc każdy kwiatek, a każde wspomnienie o tym boskim kwiatuszku zmieniałam w orgię, Nati sprowadzała wszystkie fakty do planów wyjazdu Stowarzyszenia nazwanego 'za rok, może dwa'. Niby ok, ale każda wycieczka, każde zdjęcie, czy każde drobne detale nie były wystarczająco dobre teraz: za rok, może dwa będą lepsze. Za rok może dwa kupimy lawendę. Za rok może dwa poderwiemy tego hot francuza z naszej pizzerii. Za rok może dwa potańczymy wszystkie na czwartkowych dyskoteczkach, a potem zaciągniemy włochów/francuzów/finów/Adriana Grochowskiego na basen, by po chwili zgubić się nawzajem i oddać uciechom w basenie : D Cudowne plany. Wymyśliłyśmy nawet wykaz psów, jakie ze sobą przywieziemy za rok, może dwa. Tym sposobem Nati weźmie ze sobą małą Stellcię, Fredka przywiezie bernardyna, Rożo przywłaszczy sobie goldena, a ja zostanę właścicielką 'labradora z kieszonką przy brzuchu na małego zaspanego buldożka, w którego kieszeni spoczywa wiecznie ciekawski szczur Edward wraz ze swym wiernym kompanem z dzieciństwa - sztucznym dwardem, któremu MD wmówiła, że jest prawdziwy. Plecaczek szczurka zawiera ser'. Ostre jazdy, co ?

Sama zastanawiam się, jak to się stało, że nic nie piłyśmy przez te 10 dni. A nasze tekściki świadczyły o czym innym. Takie perełki, jak 'chłopaczane dziecko', 'nie mam czunia', 'jestem po myciu zbędów', czy 'bękarty śmierci' towarzyszyły nam zadziwiająco często. A słuchając naszych towarzyszów broni ze swoimi 'ale jsteście golonami!', czy 'kurwa, jakiś dziad na mnie kichnął, ja pierdole', zdychałyśmy ze śmiechu na naszym małżeńskim łożu. Za to każdy sprzeciw oznaczałyśmy wyrażeniem 'NIE MA TAKIEGO PICIA!'. Oczywiście potem wyrażenie to ewulowało w inne, w zależności od potrzeb, od 'nie ma takiego rozwalania!', do 'nie ma takiego czegoś!'.

Komentarze

nattiii7 śmiech przez łzy part 2
02/09/2010 23:36:56
nattiii7 śmieję się przez łzy
01/08/2010 20:43:13
nattiii7 you've been very very funny funny Dzik's mum, mamo dzika.
luv it, na zawsze,
niczym posty z juraty <3333333333
20/07/2010 21:44:35

Informacje o letmebeyourjonasgirl


Inni zdjęcia: Pod parasolem bluebird112025.07.24 photographymagicBiegus malutki slaw300Upadły anioł. xciemna1544 akcentovaJa nacka89cwaJa nacka89cwa2839492727383835 bez tytułu elbeeKSIĘŻYCOWO/KOLOROWO ... SIERP 6% xavekittyxNa wycieczce elmar