Cześć dziewczyny.
Nie miałam odwagi tu wejść... nie wiem sama ile mnie tu nie było.
Nadszedł taki moment, że nie umiałam już poradzić sobie z narastającym apetytem.
Wpierdalałam jak głupia. I było mi wstyd, nie umiałam wam napisać, że znów zawaliłam...
Ogarnęłam się kilka dni temu. Nie przytyłam dużo, waga stoi przy jakichś 65 kg.
I walczę dalej. Nie wyobrażacie sobie nawet jaka jestem na siebie wściekła.
Wyjeżdżam nad morze za 4 dni. Moim celem do tego wyjazdu było zobaczenie piątki z przodu.
No cóż... człowiek głupi się rodzi i głupi umiera. W każdym razie, podejmuję dalej walkę.
Mam nadzieję, że się powiedzie tym razem.
A co do spraw, z których się wam zwierzałam... jestem z panem od serca.
Czasem warto jest zaryzykować, bo mimo jeszcze wielu niepewności,
podejrzeń, rzeczy, którym trzeba sprostać... jest cudownie.
Polecam każdemu to uczucie.
A jak tam u was? Ile zrzuconych kilogramów?
Mam nadzieję, że szło wam lepiej niż mnie. :)