Wstajesz każdego dnia o tej samej porze, wykonujesz te same czynności: ubierasz się, malujesz, żeby nikt nie widział tego, jak bardzo jesteś słaba, pijesz kawę - napój, który w owym czasie sprawia ci największą przyjemność i wychodzisz na autobus, by kontynuować swoją rutynę. Każdego ranka jest tak brzydka pogoda, że twój poziom depresji wzrasta o kolejne kilka procent. Przez szybę środka lokomocji zazwyczaj układasz sobie w głowie to, co chcesz mu powiedzieć przy waszym ostatnim spotkaniu, ale wszystko i tak zawsze kończy się tak samo. Chyba za bardzo go kochasz.... Przyjeżdżasz do miejsca, które aktualnie zajmuje 100% twojego życia, wokół którego toczy się twoja ciągła walka, by nie upaść jeszcze niżej. Starasz się robić dobrą minę, zakładasz maskę, żeby tylko ludzie się tobą nie zainteresowali, bo nie lubisz być w centrum uwagi. Wypijasz kolejną kawę, energetyka, który tak bardzo cię niszczy, próbujesz rozmawiać z rówieśnikami, czasem się pośmiejesz i poudajesz, że wszystko jest u ciebie w porządku a przecież nie jest.... Mija lekcja za lekcją a dla ciebie jedyną "rozrywką" jest osoba, która jest dla ciebie najważniejsza, dla której poświęciłaś tak cholernie dużo i poświęciłabyś jeszcze więcej, która stoi, trzymając w objęciach swoją nową, idealną i wymarzoną dziewczynę, gdzieś niedaleko ciebie i musisz na to wszystko patrzeć. Tak więc twoje złamane na milion kawałków serce za każdym razem łamie się na jeszcze mniejsze i powiedz mi do cholery: jak je poskładać? Wracasz do domu i pierwsze co robisz to ryczysz z bezsilności, ze zmęczenia, które narasta, bo twoja sytuacja psychiczna z dnia na dzień się pogarsza. Pijesz kolejną kawę i zaczynasz się uczyć. Popadasz w wir obowiązków i zajęć, żeby pewien pan o cholernych niebieskich oczach wyleciał ci z głowy. Ale mimo wszystko, myśli o nim cały czas, sprawdzasz telefon, czy może nie przyszła jakaś jedna, jedyna wiadomość od niego, nawet ta przez pomyłkę... Twoja obsesja na nim jest tak duża, że nawet dźwięk wiadomości ma inny niż wszyscy. I nic, każdego dnia tak samo. Idziesz oglądać swój ulubiony serial, ale zauważasz, że nawet on nie daje ci już tyle "radości", co kiedyś. Dochodzisz do wniosku, że jest coraz gorzej. Chcesz to zmienić, próbujesz zapomnieć, bo przecież już jakiś czas było dobrze, ale wracasz od nowa do swojej rutyny, w której on zajmuje centralną część. Idziesz się kąpać, bo prysznic i gorąca woda to rzeczy, przy których może dać totalny upust łzom. To miejsce widziało cię w najgorszych sytuacjach w twoim życiu. A łóżko, które dla wielu jest ukojeniem i kojarzy się przede wszystkim z dużym szczęściem i odpoczynkiem, stało się dla ciebie miejscem bólu i jeszcze większego cierpienia, wspomnień, które tak trudno wymazać z pamięci. Miejsce wymyślania historii związanych z nim, konstruowania przebiegu waszej ostatniej rozmowy. I mimo ogromnego zmęczenia, które towarzyszy ci każdego dnia, ten upragniony sen nie przychodzi wcale tak łatwo. Bo zawsze są ważniejsze sprawy niż on. Chociażby jak kontrolowanie cholernego telefonu komórkowego, czy wylewanie kolejnych hektolitrów łez. A kiedy już nadejdzie to szybko odchodzi, bo budzą cię cholerne koszmary... To, co stało się z twoim życiem jest nie do ogarnięcia. Sama nie rozumiesz tego,jak w tak krótkim czasie można się stoczyć. Straciłaś kompletne chęci, miewasz myśli samobójcze, bo to, co się dzieje wypaliło cię doszczętnie i nie chcesz, żeby to trwało nadal... To chyba tyle z tego, co u mnie....
"Nigdy więcej nie angażuj się tak szybko i tak mocno.
Nie warto..."
Tak bardzo chciałabym cię nienawidzić, jak bardzo cię kocham...
Chyba już wstarczająco dużo wycierpiałam, więc przestań mi dokłądać bólu.
Kocham cię, tak cholernie mocno cię kocham
a nie powinnam.
Nie tak to wszystko miało wyglądać.