Tydzień - dokładne siedem pustych dni, jak mnie tu nie było... Przygotowania do egzaminu dojrzałości zabierają każde cenne sekundy mojego, coraz bardziej trudnego i skomplikowanego, życia. Czas, który znajduję tylko dla siebie, zazwyczaj przepełniony jest litrami wylanych łez na moment przed zapadnięciem w głęboki sen, który przychodzi coraz trudniej. Bezsenne noce, ogrom nauki, hektolitry kawy i brak Jego... Czy to nie wystarczy, by odpuścić sobie wszystko i po prostu wegetować? Bo chyba tak się właśnie czuję. Jestem zmęczona ciągłą walką o lepsze jutro, o każdą nową siłę do tego, by powalczyć trochę o Niego. Ale czy jest sens? Jest szczęśliwy, bo ma ją. Dziś bawią się na super imprezie osiemnastkowej i są szczęśliwi, bo są razem... A ja? A ja kolejny weekend z rzędu będę siedzieć na kolejnej "popijawie" ze znajomymi udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że jestem w chuj szczęśliwa i wcale nie chce mi się ryczeć na samą myśl, że On będzie trzymał w objęciach ją a nie mnie... To, co dzieje się teraz w mojej głowie to jeden wielki armagedon. Bardzo zależy mi na Jego szczęściu, ale jeszcze bardziej zależy mi na Jego szczęściu ze Mną. Żałuję, że tak musiało się to wszystko zakończyć. Ale przede wszystkim żałuję, że nie dał kolejnej szansy Nam, bo wolał posłuchać kolegów. Chciałabym spełniać kolejne Jego marzenia, być przy nim każdego dnia i troszczyć się nawet bez powodu. Odnoszę wrażenie, że po tym wszystkim kocham Go jeszcze bardziej niż wtedy, kiedy razem próbowaliśmy stworzyć związek dwojga, kochających się ludzi. Mimo zakończenia Naszej relacji, próby nienawiści Jego, wszystkich mniejszych i większych upadkach; stoję tutaj w miejscu, gdzie wszystkie wspomnienia wracają z podwojoną siłą, przeglądając stare fotografie, których wyrzucenie było dla mnie niczym rezygnacja z życia, mogę śmiało powiedzieć, że kocham Go bardziej i odpowiedzialniej. Obiecałam mu, że będę spełniać Jego marzenia, bo swoich nie potrafię. Ale jeszcze bardziej chciałabym cofnąć czas te trzy lata wstecz żeby naprawić wszystko, co w nas zepsute. Czas spędzony z nim to najlepsze lata mojego życia. Mimo wszystkich kłótni - tych mniejszy czy większych. Wiem, że coraz bliżej do dnia, w którym mamy się spotkać, porozmawiać jak dorośli ludzie. Niby nie mogę się doczekać a tak bardzo się boję. Co ja mam mu powiedzieć: "Hej, wiesz co... kocham cię jeszcze bardziej niż wtedy i cholernie żałuję, że byłam taką egoistką. Ale w sumie ty też byłeś, bo nawet o nas nie zawalczyłeś.. Ale chciałabym byś wiedział, że nie mam Ci tego za złe, bo kocham cię nadal, po tylu latach najbardziej na świecie i pragnę, byś był szczęśliwy, nawet, jeśli tą szczęściarą nie będę ja". To chyba tyle z tego, co u mnie aktualnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie jeszcze gorzej. Ale co może być gorsze niż życie bez Niego?
Kochanie, chciałabym kolejny raz zatopić się w Twoich niebieskich tęczówkach,
chciałabym kolejny raz poczuć smak Twoich ust,
chciałabym, byś przytulił i już nigdy nie puszczał.
Tak bardzo chciałabym, byś znów tu był.
Nie każ mi odchodzić, proszę, pozwól mi tu zostać, przy Tobie....