a więc czwartek.
trochę zaległych czwartków się nazbierało, ale kto by się tym przejmował. to żeby zgubić czytelnika(ów), bo nie są tu potrzebni.
od ostatniego wpisu, którego nie chce mi się nawet czytać, żeby sprawdzić, co się zmieniło... bo wszystko się zmieniło. znów carcinoma papillare mnie odwiedził, witaj stary wrogu miłości i chęci życia, nie tęskniłam. tym razem ma chyba przyjaciela, na którego jeszcze nie wymyśliłam wiązanki.
chyba się trochę uspokoiłam, bo zaczęłam pracę, która pozwoli mi dostać kolejną, jeśli ta mi się znudzi. mieszkam z najlepszymi przyjaciółmi i nic nie wskazuje na zmianę tego stanu, chociaż może, MOŻE weźmiemy kota. może kiedyś. tymczasem nowe dzieła długopisowe w pracy powstają.
tylko tyle, że w związku od kilku lat już nie mogę być, ale o tym już była mowa. nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie brak kota albo chociaż Wayne'a. albo skłonność do pakowania się w takie kłopoty. nuda. nie wiem.
przynajmniej jednego wroga się pozbyłam, ale raczej znów tylko na jakiś czas. może spróbuję go poszukać i dobić. w końcu teraz już nie boję się tak bardzo, albo po prostu jestem bardziej skłonna ryzykować.
może zmowu uda mi się być regularną tutaj, ale to się zobaczy. mam jeszcze niezapominajkę, która też już się kurzy trochę.
niektórzy mówią, że trochę wredna się zrobiłam, muszę przestać.