http://www.youtube.com/watch?v=4FeBll6sd0o&feature=related
Słucham tego i czuję na sobie ciężar, jaki musiał czuć każdy z rycerzy. Ciężko mi tak oddychać. Średniowiecze było takie piękne. Wierzono głęboko, całym sercem. Wierzono tak mocno, że śmierć była dla człowieka nagrodą. Okres krucjat. 1212 krucjata dziecięca. Wysłano do Jerozolimy tysiące małych dzieci. Wierzono, że Arabowie nie będą potrafili skrzywdzić niewinnych, czystych. Wszystkie dzieci zginęły. Długa droga zabiła część z nich, a Jerozolimscy obrońcy dopełnili dzieła. Nie, nie obwiniam żadnej innej religii. Każdy robił to, w co wierzył. Jedynym winnym jest papież, który do krucjat doprowadził na skutek kłótni z Cesarzem. Chciał udowodnić, że ma większą władzę poprzez rozpoczęcie krwawych bitew ze słowem bożym na ustach. A rycerze robili to, w co wierzyli. Wierzyli w życie wieczne.
Niewielu ludzi dziś nosi zbroje. Każdy, niczym dziecko, idzie na bitwę i ginie. Wciąż żyjąc, jest martwy. Ma potężną broń, której nie potrafi używać. Nawet potężniejszą, niż średniowieczni rycerze, którzy swoich ostrzy używali częściej, niż my. Dziś już nie ma wojowników. Pozostały po nich puste opowieści i legendy, często kolorowane przez przekazujących. Opowieści pełne chwały i wiary.
Patrząc na ten obraz, pomyślałam nieco. Są idee, które nigdy nie będą martwą przeszłością. Są.