Czuję się zblazowana. Mój zanikający mózg, działający teraz na agonalnych obrotach, pociskuje impulsy w moje paluszki, coby dały obojgu upust i zredagowały odbyty trip.
Pierwszą, smutną refleksją jest - DOBA, KURWA, TRWA ZA KRÓTKO BY W SWEJ ROZCIĄGŁOŚCI POMIEŚCIĆ EPICKOŚĆ NIEKTÓRYCH JEDNOSTEK. Taq. No, a jakieś wakacje winny czym prędzej wrzucić na ogar, niosąc ze sobą tęgi pieniądz i dużo ładnych dat.
W każdym bądź razie~, atmosfera cięzkiej, kozackiej rozkminy raczyła mnie swą obecnością przez 24.
Chałeczka z majonezem smakowała jak nigdy.
A Main koncert był w chuj zajebisty.
I, pierdoląc fakt, że zdanie nie powinno zaczynać sie od 'i', powiem:
Pomimo, iż moje buty nie były w stanie ogarnąć samczości tego eventu, a przekonanie o fakcie utraty mego szacunku do coraz to większej części społeczeństwa, w którego skład wchodzą piszczące ziemniaki, daje mi się slinie we znaki, czuje się usatysfakcjonowana ponad normę. <3
Jakkolwiek, ponieważ mam świadomość, że nigdzie indziej nie ma ziomków dzielących ze mną mózg, a co za tym idzie - przetwarzających poprawnie treść i przekaz tego wpisu, dochodzę do wniosku, że czas najwyższy zakończyć tę notkę, o lewelu monumentalnego, ekspiącego rombu, najciętszą ripostą: n i e w a ż n e.
<333
W górze Pyrsraw, portret wczorajszego napierdalania by mój ziomek o szczerze burżujskim zadzie - Odżi Kac. <3
Ps: Zaiste wielką miłością darzę Gdańskich dresów. <33
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24