Nie dała rady zostać w domu ani chwili dłużej, dlatego wzięła kurtkę gdyż padała bardzo deszcze i wyszła z domu.
Poszła do parku. Nawet cieszyła się, że jest taka ulewa gdyż przez deszcz nie widać jej łez.
Usiadła na jedej z ławek, zakryła twarz dłońmi i dała upust emocją. Sama nie wiedziała ile już tak siedzi, ale w pewnym momencie poczuła, że ktoś obejmuje ją ręką.
Spojrzała i zobaczyła Marka, obrzuciła go takim spojrzeniem, że sama by się go wystraszyła.
-Marek! Cooo coo co Ty tu robisz?
-Ja idę do Olka, ale co ty robisz siedząc w parku w deszcz?
-Po prostu musiałam tu przyjść.
-Luiza, Ty płaczesz. Co się dzieję?
-Nic...
-Przecież widzę. No powiedz mi, przecież wiesz, że możesz mi zaufać i zawsze na mnie liczyć. -przytulił ją mocno
-Przestań!-gwałtowanie wyrwała się z jego uścisku
-Coś nie tak?
-Przepraszam ale nie chcę, żebyś mnie przytulał. Boję się, że moja miłość do Ciebie powróci a z tego i tak nic nie wyjdzie i boję się ponownego odrzucenia.
-Rozumiem...wybacz. No ale co się dzieję?
-W domu nie da się żyć. Mam ich dość, to nie rodzina to... Ciągle mają o coś pretensję. A na dodatek chyba nie zdam.
-Przykro mi, mogę Ci jakoś pomóc?
-Niee, chyba nie.
-Musisz wrócić do domu, jesteś przemoczona, jeszcze się rozchorujesz. Chodź odprowadzę Cię do domu.
-Nie! Zrozum nie chcę się znowu w Tobie zakochać. Sama pójdę.
-Ok, no to wstawaj i chodź. Bo ja też muszę już lecieć.
-To idź, zaraz wracam do domu. Cześć.
-To wracaj szybko. Trzymaj się. Cześć.- i poszedł do Olka.
Luiza siedziała jeszcze kilka sekund i odprowadzała go tym swoim mroźnym wzrokiem. W końcu wstała i bardzo powoli ruszyła w stronę domu. Myślała jaka kiedyś była szczęśliwa, miała cudowny dom, spokój i takiego wspaniałego chłopaka. A teraz jest sama, z mnóstwem kłopotów. Nie chciała wracać do domu ale nie miała gdzie iść.
CDN