Tęsknota tęsknotą, milion paranoidalnych myśli i surrealistyczne oddechy. W żyłach wirują rozognione hormony, za nic mające sobie kresowie homeostazy. Spotykam Cię raz-dwa w tygodniu. Wtedy tyłomózgowie ropoczyna szaleńczą produkcję impulsów elektro-narkotycznych.
Zegar nie zatrzymuje czasu, przyspiesza, kradnąc naszą teraźniejszość. Wdychasz dym, wypuszczasz kółka, a ja siedzę i patrzę na Ciebie owładnięta jakąś zmysłową tachykardią.
Nic nie zaburza tego stanu, tysiąc pięćset sto myśli na sekundę, a w mojej głowie tylko gwiazdy. Epileptyczne skórcze i gęsia skórka. Ciche pomruki i drapanie w okolicach mostka. Cicho-sza.
Z szeroko otwartymi oczami i cichą nadzieją, wybieram życie tutaj i teraz. Poezja pochodząca z przeciwieństw jest tego warta. Odnalezienia piękna w dysonansie. Podobno.
Bzdura, bzdura... Co jeśli to bzdura?