Byłem szczerze zaskoczony kiedy tylko pojawiła się informacja o tym, że Goldfinger wydaje nowy album. Pomiędzy poprzednimi albumami było aż 9 lat różnicy, a tym razem trzeba było czekać jedynie 3 lata ;) i co się zmieniło? W międzyczasie do zespołu po raz drugi powrócił Charlie, który grał na początku istnienia Goldfingera. Ponadto nowym, stałym perkusistą został niejaki Nick. Ale na części utworów można jeszcze usłyszeć perkę Travisa ;)
Niektórzy uważają że album jest lepszy od "The knife". Osobiście się nie zgadzam. Album ten był moim ulubionym w 2017 roku, nie licząc "singlowych" piosenek wg mnie zawiera 3 sztosy, a tutaj jest tylko jeden - "Standing on the beach". Ale źle nie jest, mimo że parę piosenek jest moooocno podobnych do tych z poprzedniej płyty, a na "The knife" jednak brzmiało to dość oryginalnie. Ale absolutnie źle nie jest, mimo że jest nieco spokojniej (choć jest też mocno np. przy "Nothing to me" czy rozpoczynającej "infinite"). Świetnie też dobrano kawałek promujący "Wallflower" ;)
Album w wersji cyfrowej wyszedł bodajże na początku grudnia (zupełnie jakby chcieli po prostu zdążyć w 2020 roku), ale w formie fizycznej ukazał się dopiero w kwietniu.
Sama płyta ukazała się w 3 wersjach, zakupiłem dwie :P ta limitowana jest do 500 sztuk. i wygląda świetnie!