Dzisiaj poszlam na grob mojego kochanego pieska </3 :( Pewnie to cholernie brzmi, ze to byl tylko pies itd. Nigdy jej tak nie traktowalam. Chodzila ze mna wszedzie krok, w krok. Ja siadalam - ona siadala mi na kolana. Ja jadlam ona siadala obok i jadla razem ze mna, ja spałam - ona spala na moich plecach, wiec nie moge powiedziec nawet, ze to byl pies. Juz mi przodzi ta cala depresja z powodu jej smierci i smierci jeszcze jednej osoby. Byly to akurat te 2 osoby, ktore kochalam najbardziej i to normalne, ze przezylam to tak strasznie. Chyba poprostu sie uodparniam na smierc, ktora jest przeciez wszedzie dookola. Tak duzo osob stracilam i strace. Zdaje sobie z tego sprawe. Jestem zbyt uczuciowa.
Ale wracajac do tematu. Bylam na jej grobie. Zapaliłam świeczke, wstalam i powiedzilam 'kocham cie'. Nie chcialam tak siedziec i sie poplakac. Mialam od razu isc i zapalic swieczke... jak by to napisac. Osoba ktore nikt nie odwiedza. Szlam przez polanke, gdzie chodzilam z nia na spacery No i nagle... to bylo takie dziwne. Milam wrazenie(nie wiem czy to jest dobre okreslenie) ze biegnie ona za mna i ziaje jak to piesek. Biegla w moja strone. Wystraszylam sie, ze to moze moj pies, ktorego teraz mam leci za mna. Strasznie sie ździwilam bo przeciez zamknelam ja w domu. Na klucz. Obrucilam sie i... nic. Popatrzylam w bok, za mna i tak stoje. I wtedy wlasnie mialam wrazenie, ze to moj kochany piesek za mna biegnie. Ten co juz nie zyje. Wiem, wiem to dziewne. Szlam dalej i znow mialam takie wrazenie. Teraz juz sie nie obrucilam od razu. Nikogo nie bylo.To nie byl zaden majak w mojej głowie. Dokładnie sluszalam jak dyszy i biegnie w moim kierunku. Czulam sie jak wariatka. Tak samo jak wtedy, w noc po jej smierci mialam wrazenie ze lezy 'w nogach' na moim łóżku. Tyle, ze czulam zapach krwi. Balam sie, ze ozyla. Ze chce jeszcze ze mna zostac chwile. Wstalam, ale nikogo nie bylo. A ta niby krew to prawdopodobnie farba z moich wlosow, ktora wydawalo mi sie, ze pachnie jak krew...
Kiedy poszlam na te opuszczone groby(oczywiscie nikogo tam nie bylo) Zobaczylam stary znicz do ktorego moglabym wlozyc swieczke. Ukleknelam i probowalam zapalic te swieczke, ktora przynioslam. 1 zapałka, 2,3...4,5,6...7 i moze jeszcze kilka. Za kazdym razem jak probowalam zapalic siweczka gasła. Po kilunastu probach chcialam dac spokoj. Pomyslalam, ze to pewnie wiatr, chociac nie byl zbyt mocny. No to chcialam najpierw wrzucic swieczke i potem zapalic. Kiedy ja wrzucilam znicz pękł na poł i komletnie rozkruszyl sie caly dół znicza. Pomyslalam, ze to pewnie znak, zebym nie zapalala. Nie wiem dlaczego. No to powiedzilam pocichu:''chcialam tylko wam zapalic swieczke...''(nie z zadna wsciekloscia) no i poszlam. To bylo troche dziwne...
Chodze sama na cmentarz... tak. ok. 16,17. Az sie prosze zeby mi sie cos stalo. Ale... ja wiem, ze tego chce. Chyba jestem psychiczna. NIE! Ja NAPEWNO jestem psychiczna. Chcialabym zeby mi sie cos stalo. Chcialabym spotkach wampira, wilkolaka, kotolaka czy kogos tam. xD zal ze mnie. Jeszcze mnie tak cholernie brzuch boli. GRRR!! Chyba zaraz zwymiotuje. Te notki sa tak strasznie chaotyczne...