Kolejna porcja przemyśleń zebrana na balkonie.
Związki na odległość
Związki na odległość miałam tak ogólnie tylko dwa.
Tomek. Moja młodzieńcza miłostka. Byłam z nim przez 4 miesiące. Ani razu sie nie widzieliśmy przez ten czas. Nie było miedzy nami ani jednego pocałunku a mimo to próbowaliśmy. Jakby nie było byłam wtedy jeszcze młoda. Ja 16 lat, on 19. Związek czysto romantyczny i platoniczny. Poznaliśmy sie na mazurach podczas wakacji. Coś nas do siebie ciągnęło ale on miął dziewczynę. Po powrocie zaczęliśmy pisać do siebie tradycyjne listy. Miałam mu za złe ze on 19 letni chłopak nie może nawet sie ruszyć do mnie mimo, że odległość z pod Warszawy do Łodzi wydawała się nawet wtedy niewielka. A później sie rozstaliśmy. Po pół roku przypadkiem znowu sie zobaczyliśmy. Wtedy był nasz pierwszy pocałunek. Jeden wieczór i nic ponadto. Kolejny raz spotkaliśmy sie po kolejnym roku. I tu zaczyna sie ta przeklęta historia.
Związek z Tomkiem był związkiem tylko z nazwy. Dopiero gdy już nie byliśmy ze sobą zaczęło się cokolwiek. Tamtego ostatniego lata przyszło nam mieszkać na tej samej łodzi z 2 innymi młodymi chłopakami. Młodymi jest pojęciem względnym bo jeden z nich miał 16 a drugi 18. Przez kilka pierwszych dni była z nami jeszcze moja przyjaciółka. Na początku między mną i Tomkiem nic się nie działo, wręcz byłam całkowicie olewana. Za to zaczął się mój krótki wieczorny romans o dziwo z tym 16-latkiem. Jak już napisałam był to wieczorny romans polegający na 30 minutach całusów. Jednak Tomek wciąż mnie fascynował. W sumie zachowałam się raczej jak każda 18-nastolatka i wybierając między 16-latkiem a 21-latkiem wybrałam tego starszego. I w końcu zaczął mnie znów dostrzegać i skupiłam całą swoją uwagę na nim. Biedny 16-letni Chrystian uganiał się za mną dalej a im bardziej się uganiał tym bardziej ja się odsuwałam. Trzeba mu przyznać, że walczył dzielnie. Trzeba też przyznać, że był ostatnim facetem jaki o mnie walczył. No ale wracając do historii Tomka. Nastąpił dzień wyjazdu. I to był koniec tej historii raz na zawsze. Znajomość z Chrystianem nie skończyła się jednak w dniu wyjazdu.
Chrystian. Z Chrystianem sprawa była bardziej skomplikowana. Po tym jak wróciłam do domu zdarzyło nam się porozmawiać raz przez telefon. O dziwo bez presji Tomka i mojego zauroczenia nim rozmowa przebiegała bardzo miło i sympatycznie. Wymieniliśmy się namiarami internetowymi by mieć ze sobą kontakt po tym jak wróci do domu, do Anglii. Dlatego też ta znajomość była dla mnie od początku skazana na porażkę. Różnica wieku plus odległość. Most niby nie do przekroczenia. A jednak po jego powrocie do domu wciąż utrzymywaliśmy kontakt przez Internet. Potrafiliśmy codziennie ze sobą rozmawiać pisząc, mówiąc lub widząc się przez kamerkę. Nasza z początku zwariowana znajomość po pewnym czasie przerodziła się w bardzo bliską przyjaźń i nie wiedzieć nawet kiedy, w miłość. Miłość przez Internet, na taką odległość. Zaskakujące. Związek niby od samego początku skazany na niepowodzenie okazał się moją pierwszą prawdziwą miłością. Miłością w której zobaczyliśmy się po raz pierwszy po ponad pół roku od kiedy zaczęliśmy ze sobą być i po roku od kiedy widzieliśmy się po raz pierwszy. Spędziliśmy ze sobą ponad 2 tygodnie. Później nastąpił powrót do domu. Znowu rozmowy przez Internet. I tak kolejne pół roku. I znowu spotkanie, tym razem niecały tydzień ale spędziliśmy ze sobą Walentynki. I znowu powrót do domu. I rozstanie.
W moim życiu były 2 związki na odległość. Pierwszy był 4 miesięczną miłostką. Drugi był Pierwszą Prawdziwą Miłością i trwał prawie 2 lata. Czasem zastanawiam się czy wierze wciąż w związki na odległość. Ale jak mogłabym nie wierzyć po Chrystianie. Wiem, że nie są one łatwe. Są przerażające.
Wczoraj Ari stwierdził, że wszystkie fajne dziewczyny mieszkają kilkaset kilometrów od niego. Dlatego pewnie zaczęłam o tym wszystkim rozmyślać. Jak to jest, że w młodości miałam kilkunastu chłopaków ze swojego miasta ale prawdziwą miłość znalazłam dopiero w chłopaku, który mieszka nawet nie to, że w innym mieście ale w innym kraju.
Związki na odległość. W obecnych czasach można być ze sobą naprawdę blisko będąc setki kilometrów od siebie. W związku moim i Chrystiana się to sprawdzało. Byłam szczęśliwa nawet widując go raz na pół roku. To jemu przestało to wystarczać. Brakowało mu fizyczności. I tu pojawia się problem związków na odległość. Przez Internet nie można się przytulać całować itd. I dlatego właśnie zerwał ze mną w tydzień po Walentynkach i powrocie do Anglii. Straciłam chłopaka i przyjaciela.
Gdy się zastanawiam się nad tym czy zdecydowałabym się na kolejny związek na odległość mam mieszane uczucia. Z jednej strony coś we mnie krzyczy błagam nie ale z drugiej czy mam jakiekolwiek prawo głosu? Taki związek potrafi być wyniszczający. Czekanie, tęsknienie myślenie, marzenie. Z drugiej jednak strony potrafi dać tak samo wiele radości i bliskości jak każdy inny związek. Byłam na prawdę zakochana 2 razy w życiu: raz na odległość i raz blisko. Różnice w tym oczywiście były ale myślę, że bardziej wynikały one z mojego wieku i doświadczenia jakie miałam w okresach obu tych związków. Jeśli chodzi o bliskość i miłość były one podobne. Różniły się tylko tym, że w jednym przypadku był seks a w drugim nie. Może dla mnie dlatego było to łatwe być w związku na odległość, że nigdy nie przykładałam do niego takiej wagi jak reszta społeczeństwa. Może było łatwe dlatego, że gdy kocham kogoś to robie to całym sercem i póki jestem kochana nie trzeba mi specjalnie wiele.
Związek ma to do siebie, że obu stronom musi zależeć w ten sam sposób, tak samo mocno. Myślę, że właśnie wtedy jest on wyniszczający gdy nie jesteśmy pewni uczuć tej drugiej strony lub wręcz przeciwnie, jesteśmy pewni, że druga strona tego nie odwzajemnia. I odległość nie ma tu nic do rzeczy. Miłość nie wybiera jak biuro matrymonialne tak by pełnić twoje wymagania: ma być taki i taki, lubić to i to, a no i ma być z tego samego miasta. Czasem mam wrażenie, że amorki ze strzałami podczas wspólnej popijawy grają w rzutki używając do tego swoich strzał i atlasu z mapami.
Pozdrowienia:
Dla Ariego bo jak by nie było to ty mnie zainspirowałeś.
Dla Lucy bo za tydzień wypijemy za beznadziejne związki na odległość.
Dla mamy bo marudzi, że w poprzedniej notce o niej zapomniałam :D