the rest is silence.

Specjalnie dla Lu, bo mi się samej zdjęć nie chce dodawać.

Wróciłam z nową miłością do House'a i Oficera. Nie ma to jak 2 tygodnie bezkomputerowej posuchy, kiedy wolny czas wykorzystujesz na leżenie plackiem na kanapie i oglądanie wszystkiego, co leci w tv. I udało mi się wyłowić te dwie perełki, przy czym pierwsza jest bardziej cenniejsza.

Co prawda pogoda była ładna (dwa-trzy dni deszczowe to w sumie nie tak wiele), woda całkiem ciepła, a i okolica bajeczna, lecz oprócz kąpieli w jeziorze i codziennego gofra z bitą śmietaną i jagodami (dla mnie koktajl) nie było wiecej atrakcji. Zauroczyło mnie jedno miejsce, prawie w ogóle niezaludnione. Mała kanjpka, a raczej nazwałabym to kawiarenką, na tyłach dość tłocznej restauracji z tradycyjnym polskim jedzeniem. Świetny klimat, przyjemny dla ucha jazz, świeży koktajl jagodowy i National Georaphic w ręce. Niezwykle magiczne miejsce (a zarazem tak swojskie), gdzie po podwórku przechadzało i bawiło się 5 małych kotków pilnowanych przez matkę. Czasami pokazywał się czekoladowy labrador, piękny zresztą. Obsługa była miła i całkiem życzliwy właściciel, nie dziwić się że po pierwszym razie staliśmy się wiernym (i prawie codziennym) klientem.

Stałam się jeszcze większą miłośniczką mody, pokochałam szafiarki i jeszcze bardziej Zooey Deschanel (cholera, nie mogłam wczoraj oglądać "Porzuconej"). I tak się zaczynają moje wakacje...

Wczoraj z nudów i przez burzę zaczęłam robić porządki w moich papierach i udało mi się zacząć zbierać rzeczy do Kapsuły Czasu, już trochę tego jest. Wszystko co mi się kojarzy z 3 latami z moimi przyjaciółmi. Aż się smutno zrobiło...

Jutro House^^' Mam wielkie nadzieje co do "Tin Man" jako serialu na lato. Co z tego będzie, zobaczymy ;]

I'm so sick