I po weselu. Mam zamiar przefarbować tę cholerną sukienkę. I jakimś cudem wszystko naprawić. Poprawić.
Cholernie nie mam ochoty na notkę. Jestem po pierwszym tomie Narnii. Jak to przyjemnie poczytać coś tak lekkiego, oczywistego i sczęśliwego. Byleby wytrwać do końca tego tygodnia.
Obecnie zachwycam się Plotkarą (czyt. mam ją w rękach i nadrabiam książkowe zaległości).
Obejrzałam finał Losta i jedyny sposób, w jaki mogę go skomentować to - wtf?!
Kiedy zaczynał oglądać ten serial, był on... dość realistyczny, pomijając moment z niedźwiedziem polarnym na egoztycznej wyspie. Jednakże cuda i różne modyfikacje się zdażają, a jak później się okazało, misie te zostały sprowadzone w ramach eksperymentu/doświadczenia. Aby być całkowicie szczerym, trzeba przyznać, że cała wyspa to jeden, wielki eksperyment, a samych rozbitków można takze uznać za króliki doświadczalne.
Wracając do realności serialu - do tej pory Lost zmienił się diametralnie - czarny dymek to prawdziwe monstrum, Ben to kompletny psychopata, który przemieszcza wyspę, kiedy tylko zapragnie, a Locke jest w to wszystko zapatrzony jak w obrazek. Gdyby dodać do tego Milesa biegającego po wyspie, wykrywającego trupy i Hurleya rozmawiającego z świętej pamięci Charliem, a do tego dorzucić skromnie jeszcze dwia mary Claire i wspaniałego Christiana/Jacoba to powstaje mieszanka wybuchowa, kipiąca wręcz fikcją... science-fictionową pasją scenarzystów, którzy każdym odcinkiem powalają widza na kolana. Już nawet nie próbuję wspominać tutaj przerażającego (przynajmniej mnie) "człowieka ze stali", który nie daje mi spać po nocach - gromiącego swoim spojrzeniem, odrażającego swoją postawą (pedofilską, przestępczą, i jakkąkolwiek, która Was jeszcze przeraża). Eww.
Zapomniałam jeszcze o Richardzie! Jeśli nie poruszył Was Ben zabijający z zimną krwią kilkunastu (a nawet kilkudziesięciu) ludzi, poprzez wysadzenie statku (czego nawet Locke powstydziłby się zrobić); tępy osiłek, który zmienił swoje ciało w jeden wielki nadajnik, umożliwiający wysadzenie statku; czarny dymek, który rozpiernicza wszystko, co tylko znajdzie na swojej drodze, skręcając, zgniatając, rzucając o drzewa; to tego faceta nie możecie zupełnie zignorować.
Mówi Wam coś "życie wieczne"? Nieśmiertleność? Niestarzenie się? Czarne jak węgiel oczy wpatrzone w niewinnych (lub winnych) ludzi? Zagadkowy ton? Podejrzany spokój ducha?
I czy ktokolwiek nie zgodzi się ze mną, że ten serial to kompletne science-fiction przez duże SF?
Ale i tak go kocham.
Tylko obserwowani przez użytkownika julianne
mogą komentować na tym fotoblogu.