Mateusz Daniecki - Buka.
zawsze w słuchawkach bujałem się po szkole i po za nią,
miałem wyjebane na przedmioty, które mi wpajano.
i tak, marnowałem się według tych typiar umów,
nauczycielki, kurwa, szarego życia tłumów, a dzisiaj?
nie jedna by się zajara tą liryką.
te tralalala dla nas to jebane carpe diem.
i jeszcze nie raz ci chłopcy, kurwa, udowodnią w tekstach,
że więcej w nas mądrości niż w tych waszych lekcjach.
Masz 37 powodów by się zabić
37 worków, a w środku cannabis.
Chodź ze mną, zaufaj liryce i tym bębnom ,
za rap oddam życie, za muzykę nieśmiertelność.
mam w sobie jad, wykorzystam go gdy spróbujesz mnie dotknąć.
Chodź, pobawimy się dziś w berka z klepsydrą
i oszukamy zegar, gdy schowamy się pod cyfrą.
Chodź, zaśpiewamy dziś tak głośno, jak tylko można,
gubiąc samotność i niech będzie zazdrosna.
Chodź, zatańczymy czymy czymy walczyk,
cyk cyk na tarczy, niech tyka niech patrzy.
Chodź, zatańczymy czymy czymy tango,
dziś dance macabre Naszą ostatnią randką.
Wypłuczmy uczuciem goryczy szklankę,
po czym zespólmy w jedność każdą tkankę.
stwórzmy całość, zamiast być ułamkiem.
kocham ciszę tak mocno, mów do mnie głośno, bym mógł słyszeć.
Pozwól krzyczeć muzyką, składając palce na ustach,
tak by echo nie znikło, rozbiło w szale wszystkie lustra.
Proszę, rozbij tą szybę, abym mógł Ciebie ujrzeć,
chyba już świta, pytaj i tak dzisiaj nie usnę.
chcę Ciebie widzieć i niech zniknie oszustwo.
Proszę, otwórz tą klatkę, proszę, otwórz tą celę,
chcę na to patrzeć i niech zniknie cierpienie.
a ja sam na sam z kartką, idąc za rękę z wódką.
Może umiem tylko ranić, dławić w sobie smutek,
nie mogąc go zabić i za nic stąd uciec.
zrobię to tymi rękoma to ja muzyki narkoman.
jesteśmy wolni?!, proszę Cie, przestań pierdolić!
miał tylko kartkę i papier i jedno marzenie,
jeszcze wam pokarzę, mówił zawsze, zobaczycie jestem pewien.
Nie szampan, nie dziwki, nie koks skurwysynu,
tylko zwrotki do bitów i true love do tych rymów.
true love-R A P, pierwsi będą ostatni.
To my niepokonani, choć mają nas za nic
Niepokonani do granic przez rany i zawiść.
Na stos, miłości nie wymienisz tu na banknot.
"Dorośli" - mówią mi "dorośnij",
wielcy kreatorzy szarej prozy codzienności.