więc tak o: mam martwicę mózgu. Nie, nie oglądałem tego filmu i chyba nie chcę, ale to co zawiera się w tej nazwie idealnie oddaje stan mojej głowy. Przez ostatnie 2 dni przemknęło mi przez głowę 1000000000 pomysłów, jeden coraz to dziwniejszy i odważniejszy.
Na te najodważniejsze mam za mało odwagi (pierdolnięcie studiów dziennych, przejście na zaoczne+praca), ogólnie pod względem decyzji ważnych dla życia określam się mianem kmiota, leszcza i chuja do lania. Idzie mi to bardzo ciężko i wiem ,że pewnie będę tej decyzji żałował. Tak czy siak, spróbuję dopełznąc do licencjatu, w końcu to jeszcze tylko 2 latatatata...
To jak bardzo nad tym myślałem spowodowało niezwykły kocioł i mętlik, jakiego jeszcze chyba nie miałem. Ok, koniec o decyzyjnym dwudniu.
W dalszym ciągu męczy mnie brak wakacji i brak pieniędzy. Wkurwia mnie to niemiłosiernie sprowadzając moją egzystencję do spiskowania ciągłego: co by tu zrobic, żeby zachlac ryło.
Jak z resztą widac po poziomie, ta notka również jest trzeźwa co wcale nie sprawa mi radości, ani nie dodaje powodów do dumy.
Za oknem cykają pasikoniki, bardzo przyjemnie cwierkają. Do domu wlatują jakieś małe wkurwiające muszki. Fuck you chuje, nienawidzę was z całego serca.
Jest godzina 22:57 przede mną kilka mało przyjemnych chwil z socjologią. Trzeba kurwa coś w końcu zaliczyc.
ten wpis jest chyba gorszy od poprzedniego. Ja pierdole, nie mogę pisac na trzeźwo- to po prostu "nie wygląda" (właśnie zabiłem cmę na moim "ekranie" (? jak się kurwa nazywa monitor laptopie?! )
edit. wyświetlacz ?