Święta...święta... i po świętach.
Coraz bardziej nudny to czas. Coraz częściej święta przypominają bardziej jakieś strategiczne zapasy na wypadek wojny. Magia świat w równie magiczny sposób znikła. Pozostały po niej tylko świąteczne promocje, spektakularne obniżki cen i okazje. To, że czujemy się coraz gorzej potęgują rozmaite reklamy ukazujące nam naszą radość z powodu świąt, która koliduje z naszym odczuciem rzeczywistości. Zewsząd dobiegają nas przecudowne świąteczne piosenki mówiące o niezwykłych przemianach, ślicznych podarunkach i najszczerszych życzeniach. Przez chwile nawet popadamy w ten szał. Po czym orientujemy się, że kupiliśmy masę nie potrzebnych rzeczy. Nagle przypominamy sobie, że w lesie nie ma żadnego renifera a czerwonym lśniącym nosem, a kurs tańca także nie wiele nam da, bo i tak nie mamy Ania okazji zaprezentowania jego efektów ani odpowiedniej kreacji, (o czym jak na złość zapomniano poinformować nas w jednej z reklam). Pozostaje nam tylko przesiedzieć resztę światecznych dni w kuchni i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zapełniać lodówkę coraz to większa liczba potraw. W takim ujęciu wigilia to po prostu przejście od kuchennego fartuszka do odświętnej kreacji.
Jedyna wartość świąt pozostaje tylko w wieczornej pasterce i radości obdarowywania czy samego przygotowywania prezentów a także z samego już podliczania dorobków z pod choinki. A tak poza tym przyjdzie nam życzyć sobie oczywista oczywistość wszystkiego najlepszego i równie innego naj... a także jakby z futurystyczna wizją ...zdrowia przede wszystkim. Zapewne przyda się ono, bo przed nami zapowiadają się trzy dni obżarstwa i oglądania telewizji. Bardziej pramatycxznie więc byłoby życzyc sobie przedewszystkim dobrego doboru telewizyjnego programu i samych wielkich hitów (albo chocią zcos innego niż Kevin sam w domu).
No tak najbardziej można się znudzić odpoczywając.
Marieta
Adam (który teraz już wie że przywileje kobiety w ciązy kończą się na urodzeniu dziecka i wręczeniu 1000 złotych becikowego, dalej zaczynają się trudności)