noc pełna wątpliwości, wcale nie przyniosła lepszego jutra. w sumie dobrze mi to robi. wielogodzinne, nocne spacery pełne przemyśleń. pokonałam w sobie coś bardzo ważnego i myślałam, że jak to przezwyciężyłam, to mogę wszystko. optymistyczne nastawienie zniknęło wraz z porankiem. każdy poranek jest taki sam. zawsze tylko kręci mi się w głowie i mdleje, jestem blada i otumaniona. znowu wątpię w cokolwiek.
chyba znikam.
to była kulminacja tych kilku miesięcy bezustannej utraty przytomności, podczas której wiedzieliśmy, że osiągnęliśmy już etap, w którym nie można przestać, bo trzeźwość cię rozstrzela..
wypijasz kolejną kawę i idziesz umyć zęby tylko po to, aby odlepić starą nikotynę z języka i zrobić miejsce dla nowej.
znajome?