Zdechł mi dzisiaj pies..
No zdechł. Wiedziałam, że tak będzie. Podejrzewałam niewydolność wątroby. Trzeci bernardyn jakiego miałam. Pies którego przywiozłam, gdy moja starsza córka miała rok. Jakbym miała mało zajęcia z dzieckiem, biegałam z szmata za psem po chacie, bo lał na wszystko. Pies, przez którego nie jednokrotnie kłóciłam się z mężem, bo każdy miał inną wizje.. pies z którym nie byłam specjalnie związana. Ale pies, którego wyprowadziłam na ostatni spacer wczoraj, którego przywiozłam do domu i wywyiozlam z domu tym samym autem, którego umyłam przed ostatnia droga, nad którym płakałam dzisiaj bardziej niż nad nie jednym człowiekiem, aż weterynarz patrzył na mnie z politowaniem.
Chyba się wypalam.