Jest trzecia nad ranem. Przecież każdy normalny człowiek śpi o tej porze, a ja znów siedzę na łóżku z słuchawkami na uszach, zalana łzami i otoczona masą zużytych chusteczek. Przypominam sobie Ciebie i siebie i czuję zapach tych wspomnień, który powoli zaczyna mnie uśmiercać...
*
Ból fizyczny jest niczym w porównaniu z bólem psychicznym.
*
I chyba nie ma mocy, która byłaby w stanie wymazać wspomnienia związane z Tobą. Są zbyt silne, zbyt mocno zakorzeniły się w mojej pamięci. Nie wspominając o sercu...
*
Pozwalam sobie na chwilę słabości. Pozwalam na to, aby po policzkach spływały łzy, rozmazując mój makijaż. Ręce znów zaczynają się trząść, oddech przyśpiesza, a bicie serca jest ledwie słyszalne. Nie mogę się ruszyć. Ból w klatce piersiowej mnie paraliżuje. I leże tak na łóżku mocując się z przeszłością. Tylko zupełnie nie wiem po co? Przecież i tak jestem na przegranej pozycji.
*
-puk,puk!
- kto tam?
- miłość.
-spierdalaj.
*
Nie potrzebuję wiele. Chcę tylko czuć, że komuś na mnie zależy, ze jestem komuś potrzebna do tego, by mógł oddychać, że ktoś mnie mnie najzwyczajniej w świecie kocha...