I znów to samo. I znów siedzę w tym gównie, który wy wszyscy nazywacie miłością. I co to niby jest ta miłość? Chwile szczęścia, za które płacimy godzinami bólu milionem wylanych łez, a i nie zapominajmy o pękniętym sercu, które kurwa sklejamy i mimo to i tak się rozpada. Po co w naszym życiu pojawiają się ludzie, którzy są na chwile, którzy chcą się tylko pobawić - oderwać od tej szarej codzienności? Każdego ranka wstaje i oszukuje siebie i wszystkich dookoła, że Cie nie kocham, że jesteś dla mnie bo jesteś... że jak Ty to ująłeś to tylko "przyjaźń". Nawet nie wiesz jak mnie to drażni kiedy wiem, że jesteś teraz ze swoimi znajomymi, że balujecie a obok Ciebie kręcą się te wszystkie skąpo ubrane "dupy". Mimo to, kiedy Cię widzę ręce same rwą się do twojego ciała. Serce zaczyna bić szybciej i uspokaja się dopiero wtedy, kiedy mnie przytulasz. Usta automatycznie odnajdują Twoje... Wszystko jest takie piękne kiedy jesteśmy obok siebie. I staram się sobie wmawiać, że to nic nie znaczy, że to jest tak po prostu. Na chwilę. Ale moje serce nie chce słuchać, moich myśli, a mózg poddaje się przez te Twoje kurewsko piękne zielone oczy. Są tak głębokie, nieprzeniknione i nawet czasem patrzysz nimi na mnie tak, jakbyś chciał coś powiedzieć, przyznać się, że coś czujesz. Ale czas mija i te piękne chwile się kończą. Wsiadasz w autobus i jedziesz do domu, a ja zostaje sama ze sobą i ze swoimi myślami... Zastanawiam się nad tym, żeby dać Ci jeszcze trochę czasu, może zmienisz zdanie, może się zakochasz, przecież dla Ciebie kurwa też coś to musi znaczyć. Ale kiedy zaczynamy rozmawiać i przez chwilę jest poważnie, i już, już wydaje mi się, że powiesz , że coś czujesz wszystko pęka jak bańka mydlana. Przecież wolisz, kolegów, imprezy i wolność......