Obczajam jakieś stare fotki (nie wiem, co wrzucić) i znów mam ochotę na grzywkę (nowa fryzura A. też się do tego przyczyniła! I love it <3). Tak ładnie miałam wtedy ściętą *sigh*
Ale nadal obawiam się, że to nie jest najlepszy pomysł, więc się powstrzymuję ciągle przed znalezieniem nożyczek.
Miłe przedpołudnie, mam nowe książki do przeczytania (nie powinni mnie wpuszczać do biblioteki...).
A jutro jadę z Kasią do Dobkowa, trzeba oczyścić skały w oknie.
Mój żal z powodu różnicy w odległościach Złotoryja-Seul i Sydney-Seul rozwiały dwie kochane osoby.
Paulina stwierdziła, że "z Sydney na pewno tańsze bilety i tak" (i zapewne łatwiej na nie zarobić).
A Sonia dodała, że "ale z Sydney lecisz pewnie bezpośrednio i masz prostą drogę, a z Polski przecież nie" (no i racja, bo przez Dubaj, albo jeszcze inny przystanek po drodze).
I smuteczek poszedł sobie precz.
Idę smażyć placki na obiad.
Piosenka z dedykacją dla wszystkich, którzy zasługują na nią.