CZĘŚĆ VIII (b)
Kiedyś zapytałem ją: po co? Dlaczego? Co takiego cudownego widzi w tym rejonie miasta oprócz Elby i statków załadowanych towarami? Teatr Wampirów na rogu wielkiego budynku, straszący przechodniów neonami wampirzych zębów?
Pamiętam, że uśmiechnęła się wtedy, a jej oczy rozbłysły blaskiem świeżo rozpalonego ogniska, nieco zadymionego jeszcze i niewyraźnego, które trzeba osłaniać dłońmi, by nie zgasło.
-Bo widzisz, Harry powiedziała tam świat jest inny, ludzie bardziej prawdziwi, kolorowi, bez masek, z emocjami zamiast pustki w źrenicach, tam wszystko wydaje się inne.
-Neony agencji towarzyskich? Dziwki wieczorami stukające wysokimi obcasami w chodnikowe płyty? Transwestyci w kolorowych kabaretkach? A może ci młodzi ludzie biegający z kilkoma nożami w kieszeniach?
-Daj spokój. Tam jest wolność, nikt nikogo nie osądza. A dziwki i noże? Tak wygląda rzeczywistość, Harry. Ta, którą codziennie możesz oglądać w wiadomościach i czytać w gazetach. Bez lukru, rozumiesz?
Zrozumiałem.
Ida szukała prawdziwego świata. Nie podobało jej się zamiatanie wszystkiego pod dywan i milczenie, gdy pojawiał się niewygodny temat. Próbowała za wszelką cenę wyrwać się z kajdan, w które zakuła ją dzisiejsza cywilizacja, dlatego była tutaj, a nie w swoim rodzinnym kraju, tutaj poczuła się prawdziwa i mogła być sobą, mogła dobierać sobie ludzi, z którymi chciała rozmawiać. Nie jak tam, gdzie ogólnie przyjęte zasady kazały jej być miłym dla tych, dla których miła być nie chciała, gdzie chowała się za maskami poprawnej dziewczynki, której buntem były tylko lewicowe poglądy w prawicowej rzeczywistości.
Stale uciekała od tego, niszcząc przy okazji siebie, bo narastającą frustrację przykrywała lekami, ćpaniem, depresją, za swoje maski zapłaciła nawet bulimią, choć podczas tamtej rozmowy jeszcze o tym nie wiedziałem. Była gotowa zapłacić każdą cenę.
Chciała tylko odrzucić pozory i żyć naprawdę.
Bez lukru.