A więc wracamy do treningu!
A kondycja na ląży jako taka jest!
A jutro postaramy się dupe i szyje rozluźnić!
Dzisiaj przełomowy dzień
- czyli ciotka Frezia schyliła głowe do trawy
(łakomstowo zwyciężyło)
co oznacza, że szyja przestała boleć
(czytaj odczyn po szczepieniu poszedł sie jebać)
I sama decyduje kiedy ma ochote byc w boksie,
kiedy na padoku, a kiedy chce przemierzać działke
w poszukiwaniu najżółtszego mleczyka
(do rozpracowania jest została tylko brama i furtka do lasu,
pozostałe zabezpieczenia już się nauczyła otwierać)
I błagam...
niech poniedziałkowe popołudnie
nadejdzie jak najszybciej,
bo myśl o biologi (wiem, że marudze)
przyprawia mnie o mdłości,
załamanie nerwowe, drżenie małego palca u stopy,
ból kręgosłupa, uwierania nogawek od spodni,
rzucanie książkami i nałogowe picie herbaty z cytryną!