Gwiazdy zamilkły na niebieskich ścianach otoczenia,
A czerwień słodkiej rzeki znalazła swoje ujście do morza myśli.
Włosy utuliły błękit oczu niczym kurtyna scenę po spektaklu,
Zapach uwodzącej woni prowadził pod rękę zmysły do cudownego tańca w transie,
Oczy, zakreślone wśród ciemności, kusiły spojrzeniami duszę pełną pragnień.
Szepty ust, które nie poruszały się, potęgując grę wyobraźni,
Wyznania szczerego bicia serca, które wyszło z ukrycia w gorzkim deszczu.
Kąt zapomnienia, który był ziszczeniem marzeń nocy samotności,
Przyjemność, okrywająca duszę pełną ran i potrzeb,
Była tylko chwilową wizją słabości umysłu i ciała,
Tęskniących za poczuciem bycia najbardziej potrzebnym.
Potrzebujących iluzji wartości istnienia,
Powodów ujrzenia każdego poranka,
Powodów przeżycia każdego uniżenia.
I tylko nieobecny wzrok farbą malujący po białym suficie,
Wciąż te same słowa, układających wzór poczucia żalu:
Tęsknota, fioletem widniejąca po środku,
Wykorzystanie, czerwienią ściekającą po pękniętej lewej stronie,
Nienawiść, czernią zakrywającą wszystko wokół niej.
Samotność, na krańcu, w kącie, ledwo widoczna.
Oraz pustka, na którą nie starczyło już nic.