Został mi jeszcze tydzień wolnego, więc życie jest piękne.
Długi weekend spędziłam po części w Wawie u Kuby i Zuzy. Koooocham Stasia i jego pierwsze bezzębne uśmiechy. Mam nawet filmik i pokazuję wszystkim dookoła. Mały podnosi główkę, wodzi wzrokiem za ludźmi oraz jest zakochany w swojej mamusi. Wstawie niedługo jakąś fotkę małego, żebyście mogli zrozumieć mój zaciesz na jego widok :D
Taak, poza tym Jasiek się zaręczył (mój brat). Jakoś za rok spodziewam się weselnego big party.
Wczoraj spędziłam okolice południa na lodach z moją wspólnotą i ojcem Andrzejem. Bardzo fajnie było, szczególnie nasza cudowna łódeczka, której historia ostatecznie nie skończyła się tak, jak byśmy chcieli (czyli Titanic 2), ale może to i lepiej :D Byłam też w kinie na 'Niedotykalnych'. Jak jest wam źle, to biegiem do kina, bo film bardzo pozytywny. :)
A co dzisiaj?
Hm, prawdopodobnie będę edytować ankietę, chyba napiszę świadectwo, bo Ania pewnie nie może już ze mną wytrzymać, pójdę do kościółka i może poczytam jakąś książke.. Zobaczymy.
A właśnie, nie chwaliłam się jeszcze. Od jakichś dwóch miesięcy uczę się grać na gitarze i jara mnie to jak już dawno nic innego.
Trzymajcie się :)