Zbyt zmęczona jestem, by męczyć się nad zawartością merytoryczną tej notatki.
Moje problemy przyziemne sprowadzać się zaczęły do ' myć głowe czy nie myć?' albo do ' nie założe tego, bo nie pasuje mi do kurtki.' od strony przyziemnej czuję się taka... pusta. Bo nie ma narazie problemu, z którym bym się nie pogodziła.
Natomiast w mojej głowie rozważam najróżniejsze postacie i aspekty śmierci, sens życia i pojęcia normalności i szaleństwa,
Jadąc autobusem chociażby, zaczynam się zastanawiać ' a gdyby teraz autobus miał wypadek...przeżyłabym....?' Po chwili uruchamia się moja wyobraźnia i obserwuje wypadek, patrze na nieprzytomnych lub poobijanych ludzi. I tak w nieskończoność. Każdy zwykły śmiertelnik na moim miejscu zastanawiałby się czy dziś zapyta z biologi, albo czy było coś z francuskiego... powoli zaczyna mnie przerażać moje rozmyślanie o rzeczach tak niepojętych jak życie i śmierć. to niezdrowe.
Życie jest niezdrowe. Dlatego ludzie umierają. ^^