Ile jesteś w stanie poświęcić się czemuś co uwielbiasz, kochasz? A potem byłbyś w stanie rzucić wszystko, dla tej właśnie sprawy? Zostawić wszystko w tyle i pójść do przodu tylko za tym, choć to jest niepewne? I byłbyś w stanie iść dalej prosto przed siebie, bez tego, tego co kochasz i nie oglądać się wstecz? Nie bolałoby Cię to? Potrtafiłbyś żyć i bawić się jakby nic nigdy się nie stało? Zastanów się...
Cisza. Głęboka przestrzeń. Wiatr leciutko wieje, ale nawet tego nie zauważasz. Słońce świeci prosto w twarz, nie ułatwia Ci. Czujesz się jakbyś był w pustum pokoju, bez drzwi, bez okien. A ty stoisz i myślisz, a właściwie czuwasz. Postanawiasz... Piłka leci, wysoko. Przez chwilę staje się malutka, jest jedną maluśką kropką na wielkim beztroskim niebie. Spada. Cały impet idzie w górę i do przodu. Nagle ogarnia Cię chwila grozy. Piłka leci. Doleci? Wejdzie? Tak tak tak! Aaa nie, jednak nie zatrzymałą się. Zatrzymała się na taśmie z siatki. Upada. Słyszysz dokłąnie jak taśma strzela, zamykasz oczy i kolejmy tak wyraźny odgłos towarzyszy Ci kiedy piłeczka spada na ziemię. Jesteś tylko ty i piłka. Co? Ona śmieje się do Ciebie! Ona śmieje się z Ciebie! Szczerzy zęby i szydzi z Ciebie. Zdaje się mówić ''haha nie trafiłeś, nie trafiłeś!!!'' Opuszczasz wzrok. Sięgasz do kieszeni po drógą. wyciągasz. Patrzysz na nią. Co!? Ona też się śmieje, już. Nawet jeszcze nic nie zrobiłęś, a ona już się śmijeje. Patrzysz na nią. Odbijasz o ziemię. Spoglądasz w punkt, który chcesz trafić. Podrzucasz, a ona się śmieje jeszcze głośniej. Nagle, oprócz śmiechu, słyszysz odgłos stykajęcej się rakiety z nią. na moment cichnie. Lecz w Twojej głowie jest burza. Grzmi, pioruny cisną a wszystko huczy, że nie jesteś w stanie wytrzymać. Piłka leci. Przeleciała za siatkę. Przestała się śmiać. Spada. Pole. Twój umysł, nagle się rozlużnia. Czujesz się wolny! Całkowicie wolny. Lecz wraca... I to z prędkością światła. I znó się szczerzy. Jeszcze do tego specjalnie Ci skręca, obraca się i wije, żeby Ci tylko utrudnić to zadanie. Zderzasz się z nią. Ona kwiczy jakbyś trafił jej w najczulsze miejsce, ale niee. Ją to nie boli. ona to kocha. Sprawia jej to niewyobrażalną i czystą jak śnieg przyjemność. I znów leci. Oddala się. Leci, nie przerywając ani na moment się śmiać. Przelatuje przez sietkę. Ale cóż z tego. teraz patrzysz na nią, a ona leci w kierunku bocznej lini. Leci, jest na pograniczu życia i śmierci. Trafisz? Zmieciesz ten jej głupi uśmieszek z jej twarzy. Spudłujesz? Wyśmieje Cię, a ty zaczniesz się tylko już pogrążać. Koniec. Przegrałeś? Wygrałeś? Trafiłeś, czy spudłowałeś?
.
.
.
Nie wiem co mam mówić...