Nocą, z niedzieli na poniedziałek, ja i Radek wróciliśmy pociągiem z Łodzi do Olsztyna. Choć upłynęły już dwa dni, nadal jestem solidnie zmęczona i wyczerpana, a zesztywniałe nogi odmawiają posłuszeństwa. Utwierdziłam się jednak w przekonaniu, że było warto! Oj, warto... Choć większość minionego weekendu spędziłam w pociągu, to jestem niesamowicie zadowolona z podróży. Samą frajdą była sama przejażdżka pociągiem - nie korzystałam z tego środka transportu od wielu, wielu lat. Na szczęście, kursujące obecnie pociągi są nowoczesne i są wygodniejsze niż te sprzed dekady.
Tak. Jestem z siebie niezwykle dumna i otwarcie sobie winszuję. Rzuciłam się trochę na głęboką wodę, bowiem nie opuszczałam granic Olsztyna od kilku lat. Olsztyn i Łódź dzieli sporo kilometrów. Tym lepiej! Fakt, że byłam w stanie pokonać tak pokaźną odległość sprawia, że bardzo sobie gratuluję. Udowodniłam ponownie, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych! Zwłaszcza gdy przyświeca temu taki cel... Jeśli na czymś bardzo mi zależy, jestem w stanie pokonać wszelakie bariery. Nie, absolutnie nie szkodzi, że przebyłam prawie pół Polski. Ba! Cieszę się tym faktem niebotycznie!
Niestety, dzień pierwszy nie był zbyt pomyślny... Z piątku na sobotę kimałam zaledwie pół godziny (!). Cóż, nie miałam wyboru, musiałam w takim stanie jechać do Łodzi. Nie mogłam pozwolić, żeby wyjazd nie doszedł do skutku. Wyżłopałam dwie mocne kawy i ruszyłam w drogę. Byłam potężnie wyczerpana i kojarzenie faktów przychodziło mi z niemałym trudem.
Poważne zmęczenie odbiło się na mojej sprawności intelektualnej. Nie dość, że miałam za sobą jazdę z Olsztyna do Łodzi, to jeszcze byłam przerażająco niewyspana. Podczas spotkania w BohoArt Cafe dałam trochę ciała. Domyślam się, że głównym powodem było zmęczenie i wyczerpanie. No i trema maczała w tym palce. Wszyscy, a w szczególności Witek, przekonują mnie, że nie było aż tak źle, że wyolbrzymiam sytuację i tak dalej. No cóż, taki już jest mój los malkontenta. Pokrzepiam się myślą, że kolejnym razem wyśpię się solidnie i stanę na wysokości zadania!
Kiedy po wydarzeniu w BohoArt Cafe udałam się do hotelu, byłam zdruzgotana i zrozpaczona. Na szczęście jednak, łóżko w hotelu było tak wygodne, że zasnęłam tuż po przyłożeniu głowy do poduszki. O godzinie jedenastej musieliśmy się wymeldować. Udaliśmy się na przechadzkę po Łodzi. Nastrój wciąż miałam mocno minorowy...
A jednak. Udało się nam spotkać. Tak, poznałam osobiście Witka! Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że to taki serdeczny, miły, inteligentny, dowcipny, bardzo wrażliwy człowiek. Na szczęście, byłam solidnie wypoczęta, więc nasza rozmowa toczyła się kompletnie bezproblemowo. Tak, winszowałam sobie, że udało mi się tak otworzyć, i to na oścież. Myślę, że przedstawiłam się Witkowi od jak najlepszej strony. Kiedy krążyliśmy po najciekawszych zakątkach Łodzi, starałam się być radosna, zabawna i pewna siebie. I udało mi się to! Przykre wspomnienia z soboty straciły na sile. To, co wydarzyło się w niedzielę, było idealną rekompensatą.
Łódź to przesympatyczne miasto. Witek przedstawił mi (i Radkowi) miejsca godne największej uwagi. Boże, chciałabym kiedyś jeszcze tam się znaleźć. Zostawiłam w Łodzi znaczny kawał serducha. Chciałabym wrócić i go tam odnaleźć. Warszawa spadła z piedestału mojej ulubionej miejscowości. Jej miejsce zajęła Łódź właśnie. Marzy mi się, żeby pewnego razu przejść się ulicami tego miasta późną nocą...
Wierzę, głęboko wierzę, że to nie jest ostatni raz. Było po prostu cudownie i wspaniale; chcę tak częściej! Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się nieco bliżej Olsztyna. Marzy mi się Warszawa. Ale jak będzie, to się okaże. Ważne, że Witek i ja nadajemy na tych samych falach i świetnie się rozumiemy.
Nie będę owijać w bawełnę. Do Olsztyna wracałam ze łzą w oku. Cóż, pozostaje cierpliwie czekać. Wiem, że warto! W dodatku spodobało mi się to podróżowanie i wojażowanie. Kiedy przemieszczam się z miejsca na miejsce, zapominam o wszelakich troskach i zmartwieniach. Co najlepsze, na czas wyjazdu zostawiły mnie w spokoju wszelakie lęki i obawy. Serducho sprawowało się niezwykle dobrze. Ech, gdyby nie ta klapa w sobotę... Ale jestem zdania, że spotkanie z Witkiem było idealną rekompensatą. Niedziela w pełni wynagrodziła mi moje niepowodzenie.
Tak. Jeśli mam jakiś cel w życiu, to dokładam wszelakich starań, aby go osiągnąć. Nie sądziłam, że wciąż jestem taka odważna i zdeterminowana. Tak, będę walczyć o marzenia, o ich spełnienie. Myślę, że następnym razem będzie już z górki. W sobotę się nie udało, ale wierzę, że to ostatni raz, kiedy poniosłam klęskę. Innego dnia będzie dużo, dużo lepiej, na pewno. Najbardziej jednak zależy mi na znajomości z Witkiem. Uwielbiam takich ludzi właśnie... Mam cichutką, skromniutką nadzieję, że Witek polubił mnie choć troszkę. Pragnęłam wywrzeć na nim jak najlepsze wrażenie.
Ech! Wszystko dzieje się po coś. Wierzę, że jest podobnie i tym razem. Może musiałam dać ciała w sobotę, żeby otrzymać wynagrodzenie w niedzielę? Może niedziela musiała być taka piękna, żeby prowadziła ku marzeniom? Co będzie dalej? Pożyjemy, zobaczymy. Staram się być dobrej myśli. Wierzę, że jeśli komuś bardzo zależy, to stać go na wszystko. Ja tak mam. Znów, znów nie ma przede mną granic nie do pokonania. I ja się z tego powodu bardzo cieszę. Pokonanie niemalże całej Polski utwierdziło mnie w przekonaniu, że stać mnie na wszystko, o!
Użytkownik bolimnieniebo
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.
30 CZERWCA 2025
30 CZERWCA 2025
30 CZERWCA 2025
30 CZERWCA 2025
30 CZERWCA 2025
30 CZERWCA 2025
30 CZERWCA 2025
30 CZERWCA 2025
Wszystkie wpisy