Jedną z wielu zalet wizyty rodziców bez wątpienia jest ponownie trzymanie w łapie Mojego ukochanego, litrowego Kubka Czytelniczego. Spokojnie mogę zabrać się za powtarzanie deklinacji z łaciny i czytanie lektury na historię Polski średniowiecznej. Wspominałam, że bez cienia ironii uwielbiam swoje studia? Łudzę się, że kubek potowarzyszy Mi dziś jeszcze przy kończeniu Strefy Mroku, ale Norbert przyzwyczaił Mnie do wychodzenia na miasto w środku tygodnia, więc po powtórce na zajęcia wszystko się może zdarzyć.
Znowu przeżywam fazę zakochania w polskim metalu. Najpierw obsesja na punkcie podziemnego blacku, teraz stary thrash / heavy z lat 80. / 90. W piątek koncert Rusted Brain, Adder i Deviathor, może się przejedziemy. Na razie pewny jest sobotni koncert Tuff Enuff, na którego wygrałam wejściówki. Czyżby Moja zwycięska passa wróciła?
Taki sobie idealny plan ułożyłam, że czuję, jak tygodnie przeciekają Mi przez palce, i to w sensie pozytywnym. Poza jedna sprawą urzędowo-papierkowo-studencką do załatwienia w piątek praktycznie już mam spokój w duszy. Pierwsze kolokwium dopiero za tydzień i to z przedmiotu, na który już umiem, bo spodziewałam się niezapowiedzianej niespodzianki już tydzień temu, wzorem innych grup. Cóż, Nasza doktor okazała się normalna.
Jutro wizyta w Jagiellonce. Ciekawe, czy jak po zwiedzaniu miasta znowu Mi tramwaj spierdzieli. Nie ma nic przyjemnego we wracaniu samej po parku. Bo zimno. Nienawidzę zimna. Powiedziała zakochana w krajach skandynawskich.
https://www.youtube.com/watch?v=uQ_GJjwX4qA