...the end of the world?
'cause you don't love me anymore...
Na zdjęciu taka jakaś moja buźka. Chociaż jedna samojebka na photoblogu musi być.
Dzień kiepski. W nocy zbytnio nie spałam, bo dużo rozmyślałam. Przynajmniej co do jednej sprawy jestem już pewna, ale ta ważniejsza dla mnie nadal pozostaje nie wyjaśniona. Oj no! Dlaczego musi być tak, że wszystko jest skomplikowane i takie trudne?!
Są też pozytywne strony. Przyjaciele, na których mogę polegać. Nasz nieogar na niemieckim, nasze "całusy", a potem fotoradar. Kocham cię Iguś, co ja bym bez ciebie zrobiła! : *
Ale byłam dziś bez nastroju, wszystko było mi takie obojętne. Nawet na wiadomość o utracie (zgubieniu lub kradzieży) telefonu - nie przejęłam się zbytnio. Może dlatego, że nie mam już miejsca w głowie na takie pierdoły jak telefon. Są ważniejsze sprawy. Mimo wszystko - nie umiem "mieć wyjebane". Tak się po prostu nie da, bo mimo wszystko chcemy żyć jak najlepiej i zależy nam.
Zakochałam się w piosence Skeeter Davis - The end of the world. Z 1965 roku , ale cudna! Pokochałam stare piosenki!