Mogłam się spodziewać tego że właśnie to wszystkie tak wyjdzie, jutro sylwester a moje dotychczasowe plany,
mogę z czystym sumieniem skreślić. nic młego. nie wiem jak to będzie, nie wyobrażam sobie spędzenia takiego dnia w
domu. nie ja, nie osoba która była zawsze na każdej imprezie, która zawsze piła najwięcej, najwięcej się śmiała, i trzymała
się do białego rana. od końca wakacji planowałam że spędzę ten czas z moją najlepszą przyjaciółką, że to będzie tak
zwana 'biba roku' , no ale kto by pomyślał że to wszystko tak się potoczy. że teraz z tą osobą zwaną moją
najlepszą przyjaciółką, będę jedynie potrafiła wymienić krótkie 'cześć'. oczywiście zaplanowałam już to sobie inaczej,
że tu będę przyjaciółmi i wgl, i chyba po pewnym czasie sama uwierzyłam w to że będę mogła się naprawdę świetnie
bawić, ale to że przed pięcioma minutami dowiedziałam się że jednak moi znajomi mają inne plany, kurwa
zabolało mnie to, nawet sama nie wiem czemu. to przykre że będę musiała spędzić ten czas w domu, i to nie z powodu
mamy która nie będzie pozwalała mi wyjść, nie z powodu choroby czy braku chęci, tylko w powodu braku osoby
z którą mogłabym ten czas spędzić. nie wiem jak mam iść po przerwie świątecznej do szkoły, i odpowiedzieć na pytanie gdzie
spędziłam najhuczniejszą noc w roku, bo przecież nie mogę powiedzieć że siedziałam w domu. kurde wiem że czytając to
może wydać Wam się to dziwne, no bo przecież dlaczego nie mogę tak powiedzieć? otóż od drugiej klasy, jestem typem
imprezowiczi, która niczym się nie przejmuje i żyje chwilą. osobiście nigdy nie lubiłam imprez typu 18+ , klejących
się do Ciebie spoconych facetów, dennej muzyki, adrenaliny przy wejściach, kilkogodzinnego szykowania się,
ale chodziłam tam, nie wiem po jakiego chuja, przecież nikt mnie nie zmuszał, no ale nie chciałam być gorsza od moich,
koleżanek, no bo jak to tak ?! co innego wagary, nocki u znajomych, szlajanie późnymi godzinami po mieście i śpiewanie
'ona tańczy dla mnie' czy innych tego typu no ten no:D zawsze o wiele bardziej lubiłam rozmowy i wygłupy z kilkoma
znanmi mi dobrze osobami, niż taniec i picie wśród 23875478346578627 zupełnie obcych mi ludzi.. chodząc do szkoły,
w żaden sposób nie czuję się nie lubiana, zawsze mam do kogo iść, z kim pogadać, rzadko kiedy siedzę sama.
do czego zmierzam? chodzi mi o to że taka osoba jak ja (nie, nie uważam się za nie wiadomo kogo żebyście sobie nie
pomyśleli), nie może spędzić takiego dnia w domu! żebym chociaż miała konkretny powód.. ALE NIE MAM. bo
przecież nie mogę się przyznać że poprostu nie miałam z kim wyjść i chociażby normalnie pogadać.. nie wiem dlaczego
tak uparcie trzymam się tego że nie mogę tak powiedzieć, bo przeciez nikt by mnie za to nie zabił, nie jestem pewna odpowiedzi, ale chyba jest tak że poprostu się boję. boję się wyśmiania, odrzucenia sama nie wiem czego.
stworzyłam sobie opinie roześmianej i wiecznie wesołej dziewczyny, na czym bardzo mi zalezało i dążyłam do tego
nie zawsze będąc w stuprocentach sobą, piłam mimo że na początku odrzucał mnie smak alkoholu, z czasem oczywiście
go polubiłam jednak trochę czasu minęło zanim to się stało, paląc pierwszego papierosa kaszlałam jak pojebana, a
teraz brakuje mi tego smaku w ustach gdy przez dłuższy czas nie pale. nie wiem dlaczego tak bardzo zależało mi na
opini w gimnazjum, tak bardzo że zmieniłam się o 360 stopni. czasami żałuje, czasami się z tego cieszę.. nie wiem
jak ocenić to co się ze mną stało. nie wiem co zrobię, czy nie zwariuje w tym domu, miejmy nadzieję że nie.
przykro mi tylko że teoretycznie mogłabym być wszędzie, ale praktycznie będę siedzieć przed telewizorem z pilotem
w reku, kanał polsat,który jak na pocieszenie śnieży mi jakby jakiś huragan na dworze był :)