W tym wszechświecie jest miejsce, które każdy z nas widział. Miejsce, jakie pomimo swego ponurego piękna ignorujemy. Nie prowadzi tam żadna znana ludziom droga. Nie sięga tam ziemski wzrok i nikt tam stopy nie postawił. Jedynie Morfeusz nie zapomniał kierunku i prowadzi tam każdego śmiertelnika. Zazwyczaj taka wyprawa ma miejsce tylko raz w życiu. Ludzie natomiast, nie świadomi niczego, mają ową wyprawę za kolejną nocną marę. Zapominają. Zagrzebują wspomnienie pod warstwą codziennych obowiązków i przyziemnych spraw. Nieliczni jednak zapisują obraz w głębi swego serca, by samotnie powracać do bezpiecznego wspomnienia. Pośród tych nielicznych są ci uparci. Oni doszukują się tego miejsca we wszystkim, co ich otacza. Porównują je do płaczliwej pieśń skrzypiec, choć zaznaczają, iż jest ono bardziej smutne. Przyrównują do rozgwieżdżonego nieba, choć niebo nie jest tak piękne. Mówią, że to jakby ujrzeć zorze polarną, pierwszy wschód słońca i ostatni zachód. Usłyszeć płacz matki nad grobem dziecka, wydać ostanie tchnienie i zobaczyć uśmiech anioła. Zaprzeczają sami sobie, bowiem żadne słowa nie są w stanie opisać owego miejsca. Cóż takiego widujemy w tym śnie? Jest to pusta przestrzeń wypełniona czystym błękitem, lecz głębiej schodząc okazuje się, iż nie jest ona całkowitą nicością. Dryfują tam oderwane połacie kobaltu, skał oraz marmuru.Pośród tego wszystkiego jest serce. Centrum tej sfery, jakim jest budowla przywodząca na myśl katedrę. Mroczna niczym pandemonium, aczkolwiek ciemność jej nie dosięga swymi szponami. Cienie obawiają się tego miejsca i nie ośmielają się tam zapuszczać. Gdy któraś z dusz staje naprzeciw wrót smutnej katedry słyszy coś, co jest w stanie zniszczyć rdzeń jej jestestwa. Jest to lament, jakiego nigdy wcześniej i nigdy później nie usłyszy. Zdaję się on rozdzierać ją na strzępy. Topi wszystko w odmętach żałości i miażdży bezlitośnie każdego, kto się zbliży. Tajemnicą pozostaje to, któż tak zawodzi za masywnymi, bogato zdobionymi wrotami. Domysłów jest wiele. Powiadają, że jest to samotnia samego stwórcy, który roni łzy nad rozkładającym się rodzajem ludzkim. Inni prawią, iż tam wieziony jest Metatron, bowiem zaginął millenia temu. Najwięksi głupcy głośno mówią, że umieszczono tam butnego Lucyfera. Prawdą jest to, że głos pozostaje bez właściciela. Nikt nie wie też jaki jest cel tej eskapady, lecz wszyscy są zgodni co do jednego. Jest to piękne miejsce. Piękne w swym smutku, albowiem nic nie jest w stanie poruszyć ludzkiej duszy bardziej niż udręka. Ironicznie cierpienie jest jednym z najbardziej ujmujących zjawisk, jakie znają śmiertelnicy. Owa katedra jest esencją boleści. Warto więc zapamiętać tą podróż. To zdarza się raz w życiu, choć tak naprawdę jedno na milion wraca w to miejsce. Dlaczego? Bo przezwycięża strach. Tak, to prawda. Każdy może tam wrócić, ale niewielu chce.