Otępiale zawiesił wzrok na niebie za oknem. Mieszkał na najwyższym piętrze, toteż nic nie zasłaniało mu błękitu. Skupił się całkowicie na mewie, która zawisła w powietrzu z szeroko rozstawionymi skrzydłami. Czas się zatrzymał, jednakże nie na długo, bowiem zmęczenie dawało o sobie znać. Pomyślał, że sam nie wie czego konkretnie chce. Myślał, żeby wyjść skoro za oknem świeci słońce. Z drugiej jednak strony pragnienie to szybko gasło. Był pusty, rozdrażniony i obolały. Oczy straszliwie go paliły, a brak koncentracji rodził furię. Chwycił kubek i wlał w siebie jego zawartość. Kawa była już letnia. Starał się przypomnieć ile już ich dziś wypił, ale stracił rachubę parę godzin wcześniej. Kofeina napędzała jego migrenę. Ignorował ten fakt, bo nie umiał zrezygnować z gorzkiego napoju. Pomimo tego wszystkiego szukał inspiracji i napędzał swoją irytację poszukując istoty fenomenu bestsellerów literackich. Nie znajdywał jej. W głowię roiły mu się pytania. Może jestem za głupi? Czemu nic tu nie widzę? Dlaczego to podoba się ludziom? Jedna rzecz umknęła mu w pogoni za odpowiedziami. Żeby zrozumieć fascynację mas daną książką musiałby wpierw pojąc owe masy. Siłą rzeczy skazany był na porażkę. W głębi siebie dobrze o tym wiedział, lecz duma i upór nie pozwalały mu się poddać. Biedny głupiec.