Każdy, nawet nieistotny drobiazg w oczach Lilly natychmiast nabierał ciemnych barw. Im mocniej szukała powodu do uśmiechu, tym trudniej było jej rozluźnić zaciśnięte usta. Witała wszystkie poranki z jednakową nadzieją, którą de facto, każdego wieczora jej odbierano. Zatem nic w tym dziwnego, że zapomniała jak się uśmiechać. Przyjęła swój los w milczeniu, aczkolwiek ze skrywanym żalem. Poza porami roku nic, a nic się nie zmieniało w życiu tej dziewczyny. Codzienna rutyna niszczyła ją kawałek po kawałku, odbierając przy tym coś, co zdawało się być najważniejsze osobowość. Czym staje się człowiek, gdy traci tak ważną część siebie? Niczym. Takim niczym stawała się i Lilly. Niegdyś jej głowa wypełniona była scenariuszami oraz starannie pielęgnowanymi marzeniami. Niestety czasy te bezpowrotnie przeminęły, pozostawiając po sobie pustkę, której nie można było wypełnić czymś innym. W tamtym miejscu, gdzie nie było już niczego, przechadzał się strach. Wiadomo, że ów strach jest upierdliwym stworzeniem, toteż podszczypywał ją co jakiś czas jadowicie przy tym szepcząc: Co teraz zrobisz Lilly? Co zrobisz, ze swoim życiem, skoro nie masz już nic?
Faktycznie biedaczka nie miała pomysłów na życie. Brakowało jej zapału i pewności siebie. Nieraz w otoczeniu swoich czterech ścian zdarzało się jej wpadać w odmęty histerii, balansując przy tym na granicy obłędu. Prosiła i błagała zalewając się potokiem łez, majacząc o pomoc. Bezskutecznie wzywała boga, aby po chwili zaprzeczać jego istnieniu. Robiła tak wiele razy uprzednio upewniając się, iż nikogo nie było w pobliżu. Można by pomyśleć, że postradała rozum, choć niekoniecznie tak musiało być. Wystarczyło się przyjrzeć przyczynom tych napadów. Otóż panika pojawiała się wówczas, gdy panna podejmowała się analizy swojego żywota. Myślała, że jej sytuacja jest beznadziejna. Jako dwudziestodwulatka, bez odpowiedniego wykształcenia mogła zapomnieć o normalnym życiu. Wciąż poszukując pracy spotykała się z samymi odmowami. Frustracja w niej rosła w zastraszającym tempie, biorąc pod uwagę fakt, iż zdarzało się jej spotykać nieraz znajomych ze szkolnej ławki. Co w tym tak dołującego? Być może to, że każdy z nich dawno już znalazł zatrudnienie i realizował się w większym, bądź mniejszym stopniu. Co gorsza, większość tych ludzi nie dzieliła losu Lilly tylko dlatego, iż pracę zawdzięczali znajomym bądź znajomym znajomych. Działało to na nią drażniąco, ponieważ od najmłodszych lat była bardzo nieśmiała, przez co doklejano jej łatkę dziwoląga. Próbowano jej wmówić nawet, że jest socjopatką. Lilly nie była socjopatką, ona po prostu była wkurwiona.